W Polsce głosuje się różańcem i portfelem. Pytanie, co zwycięży Dr Anna Materska-Sosnowska – prowadzi zajęcia w Katedrze Systemów Politycznych na Wydziale Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych UW. Członkini zarządu Fundacji Batorego. Mamy w mediach wielkie halo – operację namawiania na wspólną listę opozycji. – Uczestniczyłam w prezentacji tego sondażu obywatelskiego. Doceniam tę inicjatywę. Ale jeżeli będziemy mówić: albo wspólna lista, albo nic, to właściwie możemy zostać w domu, bo efekt będzie demobilizujący. Taka akcja jest po prostu kontrskuteczna. Razem czy osobno Jak więc odbierać tych wszystkich, którzy powtarzają: „jedna lista, jedna lista”? Czy to ludzie naiwni, czy różni naganiacze Platformy, bo takie odnoszę wrażenie. – Ja takiego wrażenia, że to naganiacze, nie odnoszę. Natomiast obawiam się, że jak tak dalej pójdzie, to idea wspólnej listy zostanie pogrzebana. Z prostego powodu – gdybym była politykiem PSL czy Hołowni, dokładnie tak bym to wszystko odczytywała. Te namowy na wspólną listę. Bo wiadomo, że w tej chwili na jednej liście opozycji korzystałaby przede wszystkim Platforma, ale nie w liczbie posłów czy posłanek, tylko w dojściu do celu, jaki sobie stawia. Wydaje mi się, że Donald Tusk mógłby tę sprawę dosyć łatwo przeciąć, np. proponując mniejszym graczom układy bardziej partnerskie. – Tusk to proponował, padały takie propozycje w przestrzeni publicznej. Mówił niedawno, że jeśli Hołownia chce być przed nim, to bardzo proszę. W teorii wszystko jest proste, zwłaszcza deklaracje. Ale na to nakłada się inna logika. W takiej polaryzacji, jaką dziś mamy, polityka jest obszarem absolutnie spersonalizowanym, więc ostatecznie to i tak Tusk będzie ponosił odpowiedzialność. Druga sprawa: on ma jeszcze swoją partię. I wie, że musi ją podnieść, zmobilizować, a także zmienić. A przy tym ma pełną świadomość, że albo wygra Platforma, albo nie wygra nikt. Że Platforma jest skazana na rolę lidera opozycji. – Nikomu nie odmawiam patriotyzmu, dobrej woli, chęci odsunięcia PiS od władzy. Tylko że sytuacja mniejszych partnerów jest bardziej komfortowa niż Tuska. Bo dla niego i dla Platformy, a nawet całej Koalicji Obywatelskiej, te wybory to jest być albo nie być. A mniejsi i tak sobie poradzą. Jak Hołownia i PSL przegrają, to Polska 2050 i jej lider zakończą przygodę z polityką, a PSL zostanie zepchnięte na pobocze. – Ale co to znaczy „przegrają”? Nie wejdą do parlamentu? 5% przekroczą! Będą mieli swoją reprezentację. I mogą być potencjalnymi koalicjantami zarówno PO, jak i PiS. Kosiniak-Kamysz i Hołownia grają swoje. To PSL w roku 2019 zerwało Koalicję Europejską. Gdyby Kosiniak-Kamysz wtedy się nie wycofał, wszystko mogłoby wyglądać inaczej. Hołownia? Jego Polska 2050 powstała jak Nowoczesna, przeciwko Platformie, a nie żeby jej pomagać. Zandberg wprost mówi, że nie wyobraża sobie wspólnych list z PO. Ale rząd sobie wyobraża… – Wspólna lista – nie, wspólny rząd – jak najbardziej. To bardzo ciekawa postawa. Dotrzeć do niezmobilizowanych Mniejsze partie walczą zatem o mocniejszą pozycję. A Tusk? Dla niego to chyba ostatnie wybory. – Jeśli przegra. A rosnąca polaryzacja powoduje, że cały atak idzie na niego. Na zasadzie: mamy spersonalizowanego wroga, znanego z nazwiska, z twarzy, więc atakujemy wszystkimi siłami. Hamulców żadnych nie ma: zdrajca, lokaj Angeli Merkel, kolega Putina… – Kolejny etap w osuwaniu się w niedemokrację albo, jak twierdzi Moisés Naím, w autorytaryzm to kryminalizacja przeciwników politycznych. Ten etap nadchodzi, świadczy o tym pomysł komisji weryfikacyjnej, którą PiS przepycha. Bez sądu, bez niczego komisja ma wykluczać przeciwników PiS z życia publicznego. To pokazuje, o co toczy się bój. O domknięcie systemu. – Dlatego, im więcej jest sporów po stronie opozycyjnej, tym gorzej. I dlatego dla Platformy te wybory to gra o życie, ale nie tylko jako partii, również jako partii w systemie demokracji parlamentarnej. Dlaczego PO miałaby się rozpaść, gdyby przegrała wybory? – To nie tak, że musiałaby się rozpaść. Rzecz w tym, że dzisiaj przy tak ostrym sporze politycznym i przy tak postawionych oczekiwaniach i żądaniach, gdyby przegrała, po prostu tego ciężaru by nie utrzymała. Bo jak wytłumaczyć przegraną, kiedy rzucone zostały wszystkie siły, wszystkie ręce na pokład? Zwłaszcza że to partia zróżnicowana, nie jest ona, że tak powiem, jednego wyznania. To nie jest PiS sprzed lat, które przegrywało i się podnosiło, które żywiło się paliwem smoleńskim. No i przeciwnika Platforma ma innego, niż miało PiS.
Tagi:
Adam Glapiński, Andrzej Duda, Anna Materska-Sosnowska, debata publiczna Adrian Zandberg, demokracja, Donald Tusk, elity III RP, Fundacja Batorego, George Soros, III RP, Jacek Kurski, Jacek Sasin, Jarosław Kaczyński, KO, KPO, KPRM, KPRP, Lewica, liberałowie, Marian Banaś, Mateusz Morawiecki, Moisés Naím, NBP, NIK, opozycja, parlament, PiS, PO, polityka gospodarcza, polityka pieniężna, polityka społeczna, polska polityka, polska prawica, PSL, Robert Biedroń, Ryszard Terlecki, rząd PiS, scena polityczna, Sejm, Senat, SLD, Solidarna Polska, Szymon Hołownia, TVP, TVPiS, UW, Władysław Kosiniak-Kamysz, Włodzimierz Czarzasty, wybory parlamentarne 2023, Zbigniew Ziobro, ziobryści, Zjednoczona Prawica









