Tworzy się nowy ład, tylko nie widać jaki

Tworzy się nowy ład, tylko nie widać jaki

TOPSHOT - US President Joe Biden meets with China's President Xi Jinping during a virtual summit from the Roosevelt Room of the White House in Washington, DC, November 15, 2021. (Photo by MANDEL NGAN / AFP)

Amerykanie daliby wszystko, żeby Rosja była w sojuszu z Zachodem. Ale w tej chwili intencje Moskwy są inne Prof. dr hab. Bogdan Góralczyk – politolog i sinolog, były ambasador w państwach Azji, wykładowca w Centrum Europejskim UW i jego były dyrektor. Autor tryptyku o Chinach: „Chiński feniks. Paradoksy wschodzącego mocarstwa”, „Wielki Renesans. Chińska transformacja i jej konsekwencje”, „Nowy Długi Marsz. Chiny ery Xi Jinpinga” oraz wywiadu rzeki „Świat Narodów Zagubionych”. O co chodzi w tym narastającym napięciu na linii Rosja-Stany Zjednoczone? To gra o Ukrainę? – To jest gra o Rosję. Pamięta pan, Władimir Putin w 2007 r. na konferencji ds. bezpieczeństwa w Monachium ogłosił zebranym, że największą tragedią XX w. był rozpad ZSRR. Czyli nie Holokaust, nie II wojna światowa czy inne nieszczęścia. W tym sensie nie ma dla niego ważniejszego celu i misji politycznej aniżeli odbudowa wpływów byłego ZSRR. Moim zdaniem on może się pogodzić ze stratą państw nadbałtyckich, ale nigdy Wielkorus, i to jeszcze wychodzący z resortów siłowych, nie pogodzi się ze stratą Ukrainy. Bo to i kolebka, i „drugie płuco”… – Spójrzmy na historię cywilizacji rosyjskiej, wiary prawosławnej. One się rozpoczynają od podziału na Ruś kijowską i Ruś włodzimierską. W Kijowie to wszystko się zaczęło. Te elementy dla Rosjan są więcej niż ważne. W tym sensie Putin, tak to czytam, chciałby znów osadzić swojego namiestnika w Kijowie, takiego jakim był Janukowycz, bo wtedy miałby zabezpieczone swoje interesy. Resztę celów ma zapisaną w swoim ultimatum – żeby ani Stany Zjednoczone, ani Unia Europejska nie weszły na terytorium Ukrainy. A teraz bada ducha monachijskiego po stronie Zachodu. Ile Zachód odpuści pod presją oręża, który został zgromadzony. Koniec końca historii Są dwa Zachody, jednym są Stany Zjednoczone, drugim Europa. – Żeby dwa… Problem jest w tym, że Zachód miał przed 30 laty z kawałkiem swój największy triumf w dziejach. Miał jednobiegunową chwilę, mówiono nawet o końcu historii. Związek Radziecki padł, były tylko liberalna demokracja i wolny rynek spod znaku konsensusu waszyngtońskiego. Ten wolny rynek miał wszystko regulować, przynieść dobrobyt, wyeliminować nasze bolączki. To było marzenie. – Konsensus waszyngtoński załamał się w roku 2008. A to załamanie pociągnęło za sobą co najmniej trzy skutki. Pierwszy, że USA od 2008 r. przestały być jedynym supermocarstwem w dwóch wymiarach, ekonomicznym i handlowym. W innych – geostrategicznym, militarnym, naukowym czy soft power – absolutnie pozostały. Ale gospodarczo i handlowo Ameryka nie mogła już po 2008 r. samodzielnie podyktować warunków. Ani Pekinowi, ani Moskwie, ani Londynowi, Berlinowi czy Brukseli. Drugą zmianą, którą przyniósł rok 2008, było to, że narodziła się nowa kategoria państw. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki państwa takie jak Indie, Chiny, Indonezja, najludniejsze państwa świata, które były Trzecim Światem, teraz stały się emerging markets – wschodzącymi rynkami. Co więcej – te wschodzące rynki w latach 2009-2019, do pandemii, dały ponad 80% światowego wzrostu. Tam przesunęła się dynamika światowej gospodarki, handlu itd. Trzecia zmiana dotyczy pewnie samych Chin. – Chcę powiedzieć o pewnym procesie. Chiny w XXI w. wchodziły jako szósta gospodarka świata, jeszcze za Włochami. W pierwszej dekadzie tego stulecia, po wejściu do Światowej Organizacji Handlu, rokrocznie notowały dwucyfrowy wzrost. W efekcie w 2010 r. wyprzedziły Japonię i stały się drugą gospodarką świata. I dlatego dziś mamy przesunięcie ośrodka siły z Atlantyku na Pacyfik. Już po roku 2008, za czasów Obamy, ogłoszono zwrot w kierunku Azji, ale okazał się on werbalny, bo nadal trwała „wojna z terrorem”. A teraz, gdy w czerwcu ub.r. Biden przyjechał z pierwszą wizytą do Europy, to rozmawiał głównie o Chinach. Mamy więc trzy nakładające się procesy, które nie brzmią dla nas dobrze, bo razem to oznacza koniec europocentryzmu. Świat to widzi? – Do czasu pandemii regularnie jeździłem do Chin, do Indii, do krajów Azji Południowo-Wschodniej. Gdy podczas wykładów mówiłem, że jest kryzys światowy, słuchacze się śmieli. Jaki kryzys? To u was jest kryzys, nie u nas! I statystyki to potwierdzały. U nich był wzrost, tymczasem reszta świata popadła w turbulencje. – Jeszcze przed pandemią, od marca 2018 r., między Stanami Zjednoczonymi a Chinami była wojna

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 08/2022, 2022

Kategorie: Świat