Dziś rozmowy o wspólnej liście opozycji przynoszą efekt odwrotny do założonego Dlaczego ciągle zewsząd słyszymy o wspólnej liście opozycji – choć obiektywnie rzecz biorąc, projekt jest martwy, gdyż nie godzi się na niego nikt poza Platformą? Ponieważ po stronie „demokratycznej opozycji” są cztery formacje, ale radio i telewizję ma tylko Platforma. Wyborcy anty-PiS wierzą we wspólną listę, bo słyszą o niej od poranka w TOK FM do wieczora z TVN 24 i przez cały dzień czytają na stronie Wyborcza.pl. A wszystkie te media powtarzają wiernie przekaz Tuska. „Jestem gotowy jutro podpisać umowę o jednej liście. Mogę jeszcze miesiąc czekać. Ale za moment muszę wyznaczyć liderów list, nazwę komitetu, muszę zacząć zbierać środki na kampanię. Nie mogę czekać do wakacji”, mówił szef PO parę tygodni temu. Tusk umówiony z ojczyzną Intrygująca jest ta pierwsza osoba liczby pojedynczej – Tusk nawet nie udaje, że zgłasza to ultimatum w imieniu partii politycznej, złożonej ponoć z 23 tys. członków, że już nie wspomnę o koalicji kilku ugrupowań. Tusk staje samotnie wobec Narodu i Historii i mówi – tu, słowo honoru, cytat – „Umówiłem się z moją ojczyzną”, informując innych polityków z antyrządowego obozu, że mogą zabrać się z nim na randkę na trzeciego albo zostać w domu. Nie jest to, powiedzmy sobie szczerze, najlepszy prognostyk partnerskiej współpracy. Prawda jest taka, że mityczna wspólna lista leży w interesie Platformy Obywatelskiej. Innych ugrupowań opozycji – niekoniecznie. A już na pewno ogłoszenie jej właśnie teraz – czego tak kategorycznie domaga się Donald Tusk – wzmocni PO kosztem innych sił opozycji, gwarantując mu stanowisko premiera w ewentualnym antypisowskim rządzie. Jeśli Polska 2050, lewica i ludowcy już dziś zaakceptowaliby ultimatum Tuska, uznając jego hegemonię – wzmocniłoby to oczywiście Platformę, a ich zmarginalizowało, także w sondażach, co odbiłoby się na podziale miejsc. Bo jesienią PO będzie mogła powiedzieć: „Skoro wy macie 4, 5 czy 6%, a my 30%, to wasze miejsce będzie adekwatne do poziomu waszego poparcia”. Zupełnie inaczej negocjuje się z pozycji samodzielnej partii z dwucyfrowym poparciem – na co Hołownia i liderzy lewicy mogą liczyć – a inaczej z pozycji przystawki. Warto też odnotować, że nieprawdą jest, iż sondaże wskazują jednoznacznie opłacalność jedności. Niektóre, jak obliczenia socjologa Andrzeja Machowskiego, który zainicjował petycję zatytułowaną nieco chełpliwie „Będzie nas 10 milionów”, mówią o jej wielkich zaletach. Inne, choćby sondaż United Surveys dla Wirtualnej Polski z początku grudnia, przynoszą obraz zgoła przeciwny: pokazują mobilizację elektoratu PiS i wzmocnienie Konfederacji, która w takim układzie będzie jedyną siłą spoza duopolu. Dwie, a nawet trzy silne listy opozycji mogą liczebnie przynieść tyle samo mandatów co mityczna jedna – D’Hondt nie premiuje „największego”, tylko wszystkich dużych, dostających powyżej 15%. O tym, jaki wariant jest najkorzystniejszy, powinni zdecydować eksperci w merytorycznej, szczegółowej dyskusji, a nie w ideologicznym uniesieniu. I powinno to się zdarzyć w ostatnim możliwym momencie, jak najbliżej wyborów. Koalicja, która przywróciła lewicę do Sejmu, powstała mniej niż trzy miesiące przed wyborami – co dało jej dodatkowo walor nowości. Jeśli większość wyborców opozycji naprawdę pragnie wspólnej listy, ucieszy się z niej tak samo w sierpniu, jak i w lutym. Kampania, w sensie promowania kandydatów i haseł (bo raczej nie programów), przecież trwa już w najlepsze. To nie jest tak, że politycy Polski 2050, PSL i Nowej Lewicy nie występują w mediach, nie jeżdżą po Polsce i nie spotykają się z ludźmi, siedzą w domu i grają w szachy z kotem. Reszta to piąta kolumna Co gorsza, dziś rozmowy o wspólnej liście opozycji przynoszą efekt wręcz przeciwny. Zamiast budować jedność w obozie anty-PiS, pogłębiają podziały, wywołują hejterskie sztormy wymierzone w polityków, którzy nie chcą się podporządkować woli hegemona. W ostatnich tygodniach ofiarą takiego sztormu padł Szymon Hołownia. Jego rozsądny wywiad w „Gazecie Wyborczej” doczekał się setek komentarzy – i wszystkie bez wyjątku były negatywne, a większość obelżywa: pustak z przerośniętym ego, analfabeta, kretyn, pożyteczny idiota pislamu, piąta kolumna Rydzyka, śliski cwaniak, ciekawe, jakie stanowisko obiecał mu Kaczyński… Nie jestem wielbicielką Hołowni, irytują
Tagi:
Andrzej Duda, Andrzej Machowski, debata publiczna, demokracja, Donald Tusk, gospodarka, Jarosław Kaczyński, kapitalizm, KO, korporacje, Lewica, liberałowie, Mateusz Morawiecki, media, neoliberalizm, opozycja, PiS, PO, polska polityka, prawica, rząd PiS, socjologia, sondaże, Szymon Hołownia, TVN, TVN 24, Władysław Kosiniak-Kamysz, wybory parlamentarne 2023, Zbigniew Ziobro