Rozważania w kontekście wojny w Ukrainie

Rozważania w kontekście wojny w Ukrainie

Dwie pomyłki i jedna racja amerykańskich realistów politycznych Wojna rosyjsko-ukraińska jest tragedią dla Ukraińców i Rosjan. Jest tragedią dla całej Europy, która z enklawy bezpieczeństwa przekształciła się w obszar zaminowany i zagrożony detonacją. Rozkaz inwazji wydany przez Władimira Putina 24 lutego 2022 r. petryfikuje nienawiść Ukraińców do Rosjan, i vice versa, jak się zdaje, na dziesiątki lat. Pokój rosyjsko-ukraiński, którego kiedyś (oby jak najszybciej) doczekamy, bardzo długo będzie jedynie zawieszeniem broni. Rosja nie odda terytoriów zabranych Ukrainie. Ukraina, ciągle wspierana militarnie i gospodarczo przez Zachód, nie zrezygnuje z utraconych ziem. Będzie jednocześnie posiadała bardzo potężną liczebnie, najlepiej wyszkoloną i może najnowocześniejszą armię w Europie. Armię czekającą na stosowną chwilę. Dodam jeszcze, że ów pokój/zawieszenie broni pomiędzy Rosją a Ukrainą nie będzie oznaczał pokoju między Waszyngtonem a Moskwą. Tak oto Rosjanie, Ukraińcy, mieszkańcy państw bałtyckich, państw Grupy Wyszehradzkiej i wszyscy obywatele Europy od końca lutego siedzą na beczce prochu. Zwycięsko z tragicznej sytuacji wychodzą tylko dwie stolice i zarazem główni światowi antagoniści: Pekin i Waszyngton. Po stu dniach wojny można postawić pytanie, czy tak musiało się stać. Czy istniały inne, realistyczne scenariusze, pozwalające na zapobieżenie śmierci, zniszczeniu, nienawiści i perwersji, które niesie konflikt zbrojny? W analizie odwołam się do bardzo podejrzanej w oczach opinii publicznej, obarczonej balastem imperializmu kategorii stref wpływów. Faktycznie po raz pierwszy termin ten pojawia się podczas konferencji berlińskiej 1884-1885, kiedy to europejskie mocarstwa dokonały między sobą podziału Afryki. Termin ten wszakże w świecie dyplomacji odgrywa wciąż ważną rolę, chociaż, rzecz jasna, wypowiadany jest półgębkiem. Kłóci się przecież z ideą samostanowienia narodów. Co więcej, nie ogranicza się już dzisiaj do wymiaru polityczno-militarno-ekonomicznego, lecz wkracza także w obszar technologii. Na przykład amerykańscy decydenci polityczni zadbali, aby posiadanie przez nas telefonu komórkowego chińskiego giganta Huawei nie miało sensu. Naturalnie oficjalny język dyplomacji amerykańskiej wyklucza zgodę na istnienie stref wpływów. Sekretarz stanu Antony Blinken podczas wizyty w Kijowie w maju 2021 r. powiedział, że „Stany Zjednoczone nie uznają stref wpływów”, że koncepcja ta „powinna odejść do lamusa po II wojnie światowej”, a przywiązanie do niej jest receptą nie „na współpracę, lecz na konflikt”. Wybitny amerykański dyplomata Chas W. Freeman Jr. stwierdził, że w świetle obowiązującej doktryny Monroego* oraz rozciągnięcia de facto amerykańskiej strefy wpływów na cały świat (z kilkoma wyjątkami, takimi chociażby jak Rosja, Chiny, Korea Północna, Iran) brzmi to „więcej niż ironicznie”. Odwołuję się do kategorii strefy wpływów, bo jest to narzędzie analityczne, które wydaje się poręczne, jeśli chodzi o wyjaśnianie sytuacji, w której znalazły się Ukraina, Rosja i Europa. Wstrząsy polityczne w Ukrainie w XXI w. nie pozostawiają wątpliwości, że nastawienie tego społeczeństwa ewoluowało w kierunku integracji z Zachodem. Ukraińcy chcieli zostać włączeni do amerykańskiej, zachodniej strefy wpływów. Włączyć się w strefę wpływów, gdy graniczy się z mocarstwem niebędącym częścią strefy, do której się aspiruje, i patrzącym na to niechętnym okiem, można na dwa sposoby. Prosząc o protekcję najpotężniejsze państwo danej strefy albo ogłaszając neutralność, upewniając w ten sposób potężnego i wrogo nastawionego do pomysłu sąsiada, że w przyszłości nie będzie się dla niego zagrożeniem. Ukraińcy poszli pierwszą drogą. Szczyt NATO w Bukareszcie w 2008 r., zarysowujący perspektywę przyjęcia do organizacji Ukrainy i Gruzji, był niczym innym jak oświadczeniem Amerykanów, że włączają Gruzję i Ukrainę do swojej strefy wpływów. Wszyscy wiemy, jaką wywołało to reakcję Rosji (inwazja na Gruzję, oderwanie Krymu od Ukrainy, wojna w Donbasie). Powstaje pytanie, czy druga droga – neutralności, „finlandyzacji” Ukrainy (wobec starań Finlandii o członkostwo w NATO termin ten staje się nieadekwatny), nie była drogą bezpieczniejszą, a więc politycznie roztropniejszą. Drogę tę zalecali wybitni amerykańscy realiści polityczni, tacy jak Henry Kissinger, John Mearsheimer, Stephen M. Walt czy wspomniany Chas Freeman. „Nasz” Zbigniew Brzeziński mówił o konieczności „finlandyzacji” naszego wschodniego sąsiada. Przywołuje się w tym kontekście kazus Austrii po II wojnie światowej i uchwałę parlamentu austriackiego z 1955 r. o jej wieczystej neutralności. Zapewniła ona Austrii prosperity trwającą do dziś (wedle niektórych

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2022, 26/2022

Kategorie: Opinie