46/2016

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Kraj

Biblioteki spisane na straty

Szkolna biblioteka staje się fikcją, bo jak inaczej określić miejsce czynne przez godzinę w tygodniu? Zapiski bibliotekarki Od 18 lat pracuję w bibliotece szkolnej i od 18 lat słyszę o kryzysie czytelnictwa w Polsce. Politycy kiwają głowami: „Tak, czytanie to ważna sprawa, trzeba przeciwdziałać kryzysowi”. Kiwają głowami, choć tak naprawdę nic ich to nie obchodzi, sami nie czytają i nie rozumieją, o co tyle szumu. Głośno tego nie mówią, bo na szczytach władzy ciągle jeszcze wypada udawać, że się czyta. Na szczeblach samorządowych jest już inaczej – nieczytanie nie jest żadnym powodem do wstydu. Kiedy w swoim samorządzie upominam się o pomoc dla bibliotek szkolnych, słyszę: „Moi wyborcy czekają na drogi”, „Ja nigdy nie chodziłem do biblioteki szkolnej, a wyszedłem na ludzi”, „Pani tu o jakichś bibliotekach, a są ważniejsze sprawy”. Ważniejsze sprawy niż biblioteki szkolne mają dyrektorzy szkół, samorządy, kuratoria, Ministerstwo Edukacji Narodowej, posłowie i senatorowie. Dlatego rzeczywistość polskich bibliotek szkolnych to przestarzałe księgozbiory, rozpadające się meble, dogorywające komputery i zerowe budżety na zakupy nowości. Oszczędza się na remontach i wyposażeniu bibliotek, oszczędza się także na etatach bibliotekarzy. Z powodu tego oszczędzania biblioteka w szkole staje się fikcją, bo jak inaczej można określić sytuację, że jest

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Media

Gdzie się podziały dobre seriale

Sekrety i kłamstwa polskiej widowni telewizyjnej Poszukując najbardziej nietrafionego proroctwa na temat przyszłości telewizji, odnajdziemy je w jednym z numerów „New York Timesa” z lat 30. ubiegłego wieku. Niestety, nie wiadomo dokładnie, w którym wydaniu pojawiło się poniższe zdanie: „Kłopot z telewizją jest taki, że człowiek musi siedzieć i wpatrywać się w ekran; przeciętna rodzina amerykańska nie ma na to czasu”. Dzisiaj wiemy doskonale, że nie tylko amerykańska rodzina, ale rodziny na całym świecie chętnie wpatrują się w małe i większe ekrany, nie licząc przy tym upływającego czasu. Oglądanie życia innych osób stało się codziennym rytuałem, a wraz z rozwojem medium przybrało na sile, nie ograniczając się do fikcyjnych postaci. Zanim jednak formuła reality show zyskała popularność, widownia telewizyjna gruntownie zapoznała się z serialem, gatunkiem przeżywającym w ostatnich latach drugą młodość. Trudne sprawy z Polsatem Na pytanie, co dokładnie ogląda polska widownia seriali telewizyjnych, dostaniemy wiele różnych odpowiedzi. Wszystko zależy od tego, kogo zapytamy. Rodzime stacje wytresowały swoją publikę i nie zamierzają ani na krok odstąpić od raz stworzonego modelu oferty programowej. Maura Ładosz, scenarzystka „Pierwszej miłości”, „Majki” czy „Policjantek i policjantów”, pytana o to, jakich bohaterów serialowych lubią Polacy, odpowiada tak, jakby

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Bank sprzedam…

Czy działające w Polsce zagraniczne banki postanowiły się zwinąć? Pod koniec października Agencja Reutera podała, że jednym z tematów spotkania rady dyrektorów włoskiego banku UniCredit była sprzedaż akcji Pekao SA naszemu PKO BP oraz Polskiemu Funduszowi Rozwoju SA. Transakcja może dotyczyć 40% walorów posiadanych przez Włochów i zamknąć się w kwocie 11-13 mld zł. Powodem, który skłonił UniCredit do zaoferowania nie tylko polskich, lecz także ukraińskich aktywów potencjalnym inwestorom, jest trudna sytuacja włoskiego banku. W połowie października dziennik „Wall Street Journal” podał, że UniCredit ma w portfelu ponad 75 mld euro złych kredytów, co zmusza go do poszukiwania dodatkowych środków. Nad Tybrem nikt nie chce, by podzielił on los najstarszego, działającego (jeszcze) od 1472 r. banku świata, Monte dei Paschi di Siena, który został wystawiony na sprzedaż, gdyż jego toksyczne aktywa sięgnęły 28 mld euro. Ponurą rzeczywistość włoskich instytucji finansowych oddają notowania ich akcji na mediolańskiej giełdzie. Od stycznia br. walory UniCredit straciły ponad 50%, a Monte dei Paschi ponad 80%! Nie lepiej radzą sobie inne banki. Kłopoty Włochów, Niemców czy Irlandczyków okazały się dobrą okazją do rozpoczęcia procesu odzyskiwania polskiego rynku finansowego. Istnieją poważne przesłanki, by podobnie jak

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Krajobraz po kacu

Świat się nie zawali, on tylko oszalał – komentują zachodni politycy i publicyści Korespondencja z Berlina Oh my God! – to z tygodnika „Die Zeit” dzień po wyborach prezydenckich w USA. W zachodniej prasie dominuje poczucie kaca. Mało kto rezygnuje z okazji wrzucenia choć jednej szyderczej wzmianki o przyszłym prezydencie USA. Publicyści w Niemczech jeszcze przez kilka dni szukali wyjaśnień dostępnych ich umysłom. Wie konnte das passieren? (Jak to się mogło wydarzyć?), pytał we właściwym sobie stylu tabloid „Bild”. Godną jasnowidza dalekowzrocznością wykazał się dziennik „FAZ”, który już w przeddzień wyborów wrzucił na pierwszą stronę zdjęcie lakierków Donalda Trumpa z napisem: Das Ende ist nah (Koniec jest blisko), zapożyczonym z katastroficznego filmu „The Day After Tomorrow”. „Triumf Trumpa jest klęską Zachodu”, pisał Jakob Augstein, felietonista „Spiegla”. Dosadniej wyraził się Torsten Krauel. „We Francji Putin chce widzieć kobietę u władzy, Marine Le Pen. W Niemczech chce się pozbyć kobiety, Angeli Merkel. Teraz może być pewien, że Biały Dom nie wejdzie mu w paradę”, uważa komentator „Die Welt”. Jego zdaniem, niemiecka kanclerz będzie musiała się zmierzyć z człowiekiem, dla którego jej polityka

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Pan nad mediami

Zwycięstwo Trumpa i Partii Republikańskiej to opowieść o wielkiej klęsce mediów amerykańskiego głównego nurtu Fakty są, jakie są, i obrażanie się komentatorów na rzeczywistość nie ma sensu. Republikanie zgarnęli w wyborach 8 listopada całą pulę: ich jest prezydent, ich Izba Reprezentantów, ich Senat. W efekcie na wiele lat ustali się również konserwatywna większość w Sądzie Najwyższym – instytucji mającej najwięcej do powiedzenia o kształcie ustrojowym Stanów Zjednoczonych. To oni, np. demontując Obamacare, zdecydują o kierunku zmian społecznych. O klęsce Hillary Clinton i Partii Demokratycznej mówią wszyscy. Wszyscy też szukają jej przyczyn, wyjaśnienia sukcesu Trumpa, a zwłaszcza wytłumaczenia, jakim cudem tak wielu bystrych – wydawałoby się – ludzi mogło przegapić nadjeżdżający rozpędzony republikański pociąg. Pod tę ostatnią kwestię podpadają także wszelkie studia nad mediami i ich znaczeniem w tej kampanii. Przy czym nie chodzi tylko o odpowiedź na pytanie, jak największe amerykańskie i światowe media, które rzuciły do obsługi kampanii tysiące osób, mogły nie wychwycić nastrojów społecznych. Chodzi również, a może przede wszystkim, o ustalenie, w jakim stopniu media są współwinne tego, że prezydentem został człowiek, któremu sztabowcy ograniczyli dostęp do jego własnego profilu na Twitterze, ponieważ zbyt łatwo było go sprowokować do szkodliwych

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Reportaż

Z Chopinem na wsi

W malutkiej, starej, drewnianej chałupce we wsi Domosławice, liczącej zaledwie 300 mieszkańców, położonej w dolinie Dunajca, w gminie Czchów niedaleko Nowego Sącza, mieszka z dwiema córkami, dziewięcioletnią Awaz Lilą i pięcioletnią Mirandą Konstancją, oraz matką Shuyi Li chińska pianistka Man Li Szczepańska. To tu, po długich poszukiwaniach, odnalazła piękno rodzinnego kraju Fryderyka Chopina, którego muzykę rozsławia na całym świecie. – Tu wszyscy mają murowane, komfortowe domy, świetnie wyposażone i w takiej chałupie nikt nie chciał mieszkać – mówi Man Li. – A ja tu znalazłam prawdziwą Polskę, której dźwięki towarzyszą mi od dzieciństwa. Wszędzie wokół jest pięknie. Jeżdżę po okolicznych wioskach uczyć dzieci gry na fortepianie, patrzę na te pola i często w samochodzie nucę sobie Chopinowskie melodie. Mieszkając w Pekinie, tylko raz widziałam krowę, i to z dużej odległości. Tu są konie, krowy, barany, gęsi, indyki, kury, kaczki. W domu mam psa, trzy koty, dużo królików. Mówimy do nich zarówno po chińsku, jak i po polsku – wszystko rozumieją. A ludzie na wsi są zupełnie inni niż w Warszawie czy Krakowie, chętnie pomagają, szukają przyjaźni. Dr Joanna Wardęga, dyrektor Instytutu Konfucjusza w Krakowie, która często zaprasza Man Li na koncerty, była na początku zaskoczona jej przeprowadzką na wieś. Zna wielu Chińczyków, którzy osiedlili

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kronika Dobrej Zmiany

Niebezpiecznie w Bezpieczeństwie

Kadrowe trzęsienie ziemi w MSZ jeszcze nie nadeszło, ale już się zaczęło. Bo owszem, nie ma jeszcze ustawy, która pozwoli wyrzucić każdego, ale wyrzucają. W sposób dziki i mało zrozumiały. Takie z MSZ dochodzą do nas odgłosy. Oto bowiem minister Waszczykowski ogłosił, że stracił zaufanie do kierownictwa Departamentu Polityki Bezpieczeństwa. I odwołał szefową departamentu Beatę Pęksę oraz jej dwóch zastępców. O co chodzi? Beata Pęksa sprawami bezpieczeństwa zajmuje się od początku lat 90., kontakty Polska-NATO to jej codzienna porcja tlenu. Była pełnomocnikiem ministra ds. partnerstwa wschodniego i wszystko można jej zarzucić, ale nie to, że się nie zna na swojej pracy. Więc co się stało, że minister stracił do niej zaufanie? Cóż takiego się dzieje, że Waszczykowski wypycha z MSZ ludzi, którzy zajmowali się problematyką bezpieczeństwa, w kwaterze NATO czują się jak u siebie i mają tam dobre notowania? Bo wcześniej w niełaskę popadli Adam Kobieracki (wieloletni zastępca sekretarza generalnego NATO, nasz najwyższy rangą dyplomata w Kwaterze Głównej, szef misji OBWE na Ukrainie), Robert Kupiecki (były szef Departamentu Polityki Bezpieczeństwa, ambasador w USA i wiceminister obrony) i Tomasz Chłoń (były wicedyrektor Departamentu Polityki Bezpieczeństwa, kierował też sekretariatem ministra, był ambasadorem na Słowacji). No właśnie, tym razem

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Pytanie Tygodnia

Jak stanowisko Komitetu Praw Człowieka ONZ ws. Polski wpłynie na jej postrzeganie w świecie?

Jak stanowisko Komitetu Praw Człowieka ONZ ws. Polski wpłynie na jej postrzeganie w świecie? Dr Jerzy Skuratowicz, dyplomata ONZ Nie ulega wątpliwości, że raport wpłynie negatywnie na postrzeganie Polski w świecie, tym bardziej że będzie częścią sprawozdania do Zgromadzenia Ogólnego ONZ, a więc zostanie przekazany wszystkim 193 członkom organizacji. Nie ułatwi również wysiłków na rzecz wyboru Polski na niestałego członka Rady Bezpieczeństwa. Polska już od kilku lat jest krytykowana za restrykcyjną ustawę antyaborcyjną i klauzulę sumienia lekarzy oraz powstrzymywanie się od ratyfikacji konwencji Rady Europy o zapobieganiu przemocy wobec kobiet. W ostatnim raporcie pojawiła się nowa krytyka, m.in. paraliżu Trybunału Konstytucyjnego i jego bezstronności, ograniczania niezależności mediów publicznych, zbyt szerokiej i niedokładnej ustawowej definicji działalności terrorystycznej, niedostatecznej reakcji władz na mowę nienawiści, odmowy przyjmowania uchodźców wyznania muzułmańskiego. Raport jest wyrazem nierespektowania przez polskie władze Karty Narodów Zjednoczonych, Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka oraz innych międzynarodowych zobowiązań w zakresie praw obywatelskich i politycznych. Dominika Bychawska-Siniarska, Helsińska Fundacja Praw Człowieka Nie demonizowałabym roli rekomendacji ONZ, które są miękkim instrumentem zwracania uwagi na problemy w zakresie praw człowieka. Myślę, że rekomendacje dotyczące Trybunału Konstytucyjnego i praworządności powinny

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Tomasz Jastrun

Duszny zapach

Ciekawy wywiad z Ludwikiem Dornem w weekendowej „Gazecie”, która nagle zaczęła kosztować 4,50 zł. Słyszałem, że mają poważne kłopoty. Pamiętam, jak na progu słynnych wyborów powstawała „Gazeta” powołana na czas ich trwania. Ale ich wynik pozwolił pismu nadal istnieć. Pamiętam, jak Helena Łuczywo w naszym mieszkaniu zastanawiała się, czy po wyborach może zostać taki tytuł, zdawał się dziwny. Były też spekulacje, kto ma być szefem dziennika. Powstało pismo pełne niezwykłych i ważnych tekstów, krzewiące w Polsce liberalne myślenie, ale też zrobione z lęku, że stanie się to, co się właśnie stało, że dojdzie u nas do władzy prawica narodowa. Była to również moja obawa. Nieraz o tym rozmawiałem z Jerzym Giedroyciem w Maisons-Laffitte. Giedroyc nie znosił endecji i bał się tego myślenia w nowej Polsce – pamiętał je sprzed wojny, poza tym był piłsudczykiem. Dlatego w swoim piś­mie lubił moje teksty, w których ostrzegałem. Ale czy lęk „Gazety” nie zaszedł za daleko? Czy mimowolnie nie zaczął napędzać skrajnie narodowego myślenia i nie zadziałał na zasadzie samospełniającej się przepowiedni? Dorn był trzecią osobą w PiS, teraz jest po drugiej stronie barykady. Uspokaja, że PiS nie posunie się za daleko, że nie wprowadzi dyktatury, tylko bałagan. Pyta: „Czego polski polityk się

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Ludwik Stomma

Ganchof i Radziwiłł

Anonimowy poseł PiS zwierzył się „Faktowi” ze swoich mrocznych wątpliwości: „Ja się zastanawiam nad tym, co takiego Macierewicz ma na prezesa, że absolutnie wszystko mu wolno”. Andrzej Celiński ma inny pogląd: „W opowieści, że ma jakąś tajną wiedzę na temat Kaczyńskiego, nie wierzę. Już bardziej, że Kaczyński ma jakąś wiedzę o Macierewiczu. I dobrze się z tą wiedzą czuje”. Jakkolwiek by patrzeć, zawsze zza węgła wyziera spiskowa wersja świata. Tymczasem sprawa wydaje mi się prosta jak konstrukcja cepa jednokapicowego. Wiadomo każdemu małolatowi, że najładniejsze dziewczyny w klasie uwielbiają się pokazywać w towarzystwie najbrzydszych, najinteligentniejsze – najgłupszych itd. Nie ma w tym żadnego przypadku i zawsze było tak samo. Przypomnijmy tylko, jak Bogusław Radziwiłł przed wieczerzą w Kiejdanach, czekając na Billewiczównę, zaczął rozmawiać z Ganchofem, przy którym oczywiście umyślnie stanął, „ażeby się lepiej wydawać, bo Ganchof był to mąż dziwnie szpetny: twarz miał ciemną i ospą podziobaną, nos krogulczy i zadarte do góry wąsy; wyglądał jak duch ciemności, a Bogusław przy nim jak duch światła”, aż „wszyscy, nie wyłączając księcia Janusza, patrzyli nań z podziwem i uwielbieniem”. A któżby nie chciał wyglądać jak „duch światła”? Jarosław Kaczyński płochościami dziewczęcymi nie interesował się w młodości, czytał za to Trylogię Henryka Sienkiewicza,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.