Nie może być tak, że pieniądze dla banków drożeją o 5,2% (to wzrost stóp procentowych), a koszty udzielonych kredytów o 40-50% Ceny rosną jak oszalałe. Na początku roku inflacja wynosiła już 9,2%, aktualnie 12,3%. Latem możemy się spodziewać nawet 14%. Takich wzrostów nie notowano od końca zeszłego wieku! Inflacja była przedmiotem dyskusji na ostatnim Prezydium Rady Dialogu Społecznego. Dotyka ona wszystkich i działa negatywnie na państwo, gospodarkę i poziom życia pracowników. Pierwszym krokiem do rozwiązania problemu jest właściwa diagnoza. Mam wrażenie, że w wielu debatach ją zaciemniamy. Inflacja w Polsce jest o kilka procent wyższa niż średnia w UE, więc musi mieć też czynniki wewnętrzne. W styczniu, przed agresją Rosji na Ukrainę, inflacja wynosiła 9,2%, czyli była wyższa o 6% od prognozowanej przez rząd. Zduszenie inflacji wywołuje koszty społeczne i finansowe. Trzeba jednak rozłożyć je sprawiedliwie. Za wysoką inflację winę ponoszą Narodowy Bank Polski, rząd i sami przedsiębiorcy, którzy zachowują dynamikę zyskowności, a wzrost cen surowców i nośników energii przerzucają na cenę towaru. W wielu debatach odpowiedzialność za szalejącą inflację próbuje się przerzucić na zbyt szybki wzrost wynagrodzeń pracowników. A przecież do wzrostu inflacji przyczyniają się rosnące ceny gazu, paliw, energii elektrycznej i surowców, ale także polityka, o której wspomniałem wyżej. W dyskusjach pojawia się teza, że wyhamowanie dynamiki wzrostu wynagrodzeń pomoże w zatrzymaniu wysokiej inflacji. OPZZ nie zgadza się z tym stwierdzeniem. Aby płace negatywnie wpływały na inflację, musiałyby rosnąć szybciej niż wzrost wydajności pracy. A tak nie jest. Dane NBP pokazują, że wydajność pracy wciąż rośnie szybciej niż przeciętna płaca. GUS z kolei wskazuje, że w okresie od stycznia do marca br. wydajność w przemyśle wzrosła o 15%, a przeciętne wynagrodzenie o 10%. Dane te pokazują, że wydajność nie jest należycie opłacona, dlatego płace nie mogą wpływać na wzrost inflacji. Ważne jest wdrożenie Krajowego Planu Odbudowy. Środki te są przeznaczone na inwestycje. Ich celem jest unowocześnienie polskiej gospodarki, a taką potrzebę wskazują również analizy Banku Światowego. Dotychczas podejmowane przez rząd i NBP programy antyinflacyjne okazały się nieskuteczne. W ramach walki z drożyzną rząd zapowiedział w przyszłym roku dwie korekty płacy minimalnej – w styczniu i w lipcu. Patrząc uczciwie, korekta powinna nastąpić jeszcze w tym roku, i to z powodu przesłanek ustawowych. Istnieje mechanizm ustawowy określający, że jeśli inflacja przekracza 5%, to płacę minimalną waloryzuje się dwa razy w roku. Tegoroczną płacę oparto na prognozie 3,3% inflacji, a rzeczywista jest o 9% większa. O tyle też, czyli o co najmniej 180 zł, powinna wzrosnąć płaca minimalna jeszcze w tym roku. Dziś cały dorobek wzrostu wynagrodzeń z ostatnich lat jest zjadany przez inflację. Nawet jeśli rząd podwyższa płacę minimalną, trudno mówić o zwiększaniu się płacy realnej. Pozostaje też kwestia pozostałych wynagrodzeń. W sferze finansów publicznych, w tym nauczycielom, rząd proponuje podwyżki płac na poziomie 4,4%. W przemyśle także nie wynegocjowano więcej niż 10%. Szanowni rządzący, jakkolwiek byście zaklinali rzeczywistość – płaca realna spada na łeb na szyję! Chyba że mówicie o swoich wynagrodzeniach, które w ubiegłym roku wzrosły o ponad 40%. Coraz więcej grup pracowników otrzymuje wynagrodzenie na poziomie płacy minimalnej – szczególnie w sektorze finansów publicznych. A mówimy o ludziach z wyższym wykształceniem, często z unikatowymi kwalifikacjami. System wynagrodzeń w sferze finansów publicznych jest dewastowany od 2007 r., m.in. przez zamrażanie kwoty bazowej i podwyżki tylko dla wybranych grup zawodowych czy stanowisk. Dlatego OPZZ domaga się rozpoczęcia rozmów o przywróceniu właściwych relacji pomiędzy poszczególnymi zawodami. Znacznie spóźnione i w efekcie szybkie podnoszenie stóp procentowych w dłuższej perspektywie może ograniczyć inflację. Wywołuje to jednak negatywne konsekwencje. Wysokie stopy procentowe uderzają w kredytobiorców. Działania te potęguje jeszcze polityka banków, które skrzętnie wykorzystują sytuację do zwiększenia zysków. Rząd powinien ograniczyć ten proceder. W 2021 r. wynik finansowy sektora bankowego wyniósł 8,9 mld zł, a przychody z różnych źródeł systematycznie rosną. Nie może być tak, że pieniądze dla banków drożeją o 5,2% (to wzrost stóp procentowych), a koszty udzielonych kredytów o 40-50%. Nie akceptujemy
Tagi:
Adam Glapiński, banki, biznes, dialog społeczny, gospodarka, GUS, inflacja, Jarosław Kaczyński, kapitalizm, korporacje, Krajowy Plan Odbudowy, kredyty, kredyty hipoteczne, Mateusz Morawiecki, Narodowy Bank Polski, NBP, neoliberalizm, OPZZ, PiS, płaca minimalna, polityka gospodarcza, polityka mieszkaniowa, polityka pieniężna, polityka społeczna, polska polityka, praca w Polsce, pracownicy, pracownicy najemni, prawa pracownicze, Prezydium Rady Dialogu Społecznego, protesty pracownicze, Rada Dialogu Społecznego, Rosja, rosyjska inwazja na Ukrainę, RPP, rynek pracy, rząd PiS, scena polityczna, społeczeństwo, Ukraina, zarobki Polaków, związki zawodowe, związkowcy