39/2016

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Felietony Jan Widacki

Nie Ejszyszki, tylko Bruksela

Ostatnio na konferencji w Kownie szef gabinetu politycznego ministra spraw zagranicznych Jan Parys powiedział, że nie wie, czy polscy żołnierze będą chcieli bronić Litwy, która nie przestrzega praw mniejszości polskiej. Uzasadnił to tym, że mniejszość polska na Litwie ma gorzej nawet niż mniejszość polska na Białorusi. Zacznijmy od tego ostatniego. Mniejszość polska na Litwie jest dwukrotnie mniej liczna niż na Białorusi. Ma nie tylko swoje organizacje, takie jak Związek Polaków na Litwie i Polską Macierz Szkolną, by wymienić te najważniejsze, ale także swoje partie polityczne. W litewskim Sejmie reprezentowana jest Akcja Wyborcza Polaków na Litwie (ostatnio dodała do nazwy „Związek Chrześcijańskich Rodzin”), która ma zarówno posłów, jak i eurodeputowanych, bywała też w rządzących Litwą koalicjach. Na Litwie Polacy mogą się kształcić po polsku w ponad 100 szkołach podstawowych i średnich, mogą też po polsku studiować, wszak w Wilnie działa filia Uniwersytetu w Białymstoku. Wychodzą polskie gazety, nadaje polskie Radio Znad Wilii. Na Białorusi Polacy mogą tylko o tym pomarzyć. Nie ma tam ani jednej publicznej szkoły z polskim językiem nauczania, nie ma polskiej partii politycznej, a Związek Polaków na Białorusi został spacyfikowany i obsadzony ludźmi Łukaszenki. Przedmiotem sporu są pisownia nazwisk przedstawicieli polskiej mniejszości i dwujęzyczne tablice z nazwami miejscowości,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Przebłyski

Znęcanie się nad Pyzikiem

Charyzmatyczny poseł PiS Piotr Pyzik z Puław, który pokazując w lipcu posłankom i posłom obraźliwy gest, otworzył nową kartę w dziejach polskiego parlamentaryzmu, został za swój czyn srodze ukarany. Komisja Etyki Poselskiej zdominowana przez środowisko polityczne Pyzika zastosowała wobec niego niezwykle surowe sankcje. Za chamski wybryk został ukarany… upomnieniem. Nie ujawniono, jak surowym głosem będzie upomniany ten mąż stanu reprezentujący dobrą zmianę. I pomyśleć, że nie tak znowu dawno przy takich okazjach zamiast komisji wystarczyło użycie bata.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Przebłyski

Kochający wnusie

Z wszystkich ubiegających się o kolejną transzę pieniędzy za śmierć członków rodzin w katastrofie samolotowej pod Smoleńskiem najbardziej wzruszają nas wnuki ofiar. Nie, że takie młode, bo Piotr Walentynowicz to już stary chłop. Wzrusza nas skromność ich roszczeń. Wnuś Anny Walentynowicz żąda tylko 2 mln zł. Wnuczek Czesława Cywińskiego jeszcze mniej, bo zaledwie 1,25 mln zł. Na razie z żądaniami o dodatkową kasę wystąpiło ponad 100 osób. Ale z pewnością to nie koniec. Dorastają przecież prawnuki.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Przebłyski

Prowokacja czy głupota?

Antoni Macierewicz to chłop mowny. Zwykle zresztą zbyt mowny. I będący często w kolizji z prawdą. Ale jest coś, o czym Macierewicz milczy. Jak nie Macierewicz. Sprawa, która powinna być na czołówkach, tymczasem cicho o niej. Tygodnik „Nie” ujawnił, że na polecenie ministra obrony 18 polskich komandosów pojechało na Ukrainę. Żołnierze z elitarnej jednostki wojskowej JW 4101 z Lublińca stacjonują w Donbasie, 80 km od linii frontu. Uzbrojeni po zęby komandosi mają pewnie jakieś zadanie do wykonania. Szkopuł w tym, że jak podaje „Nie”, decyzję o użyciu polskiego wojska może podjąć prezydent na wniosek premiera. A decyzja musi być jawna. Nie słyszeliśmy, by coś takiego ogłoszono. Nie wiemy więc, kto chce uwikłać Polskę w konflikt zbrojny na Ukrainie. Robi się bardzo groźnie. To już nie są zabawy kadrowe na poziomie apteki w Łomiankach.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

PiS ma problem

Nikt nie może się zasłaniać, że jest nietykalny, bo wprowadza dobrą zmianę, a krytykowanie wypływa tylko z zazdrości, że tak dobrze sobie radzimy Dr Jarosław Flis – socjolog polityki, adiunkt w Instytucie Dziennikarstwa, Mediów i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego „Do partii rządzącej starają się nieuchronnie wkręcić karierowicze i aferzyści, którzy zasługują tylko na rozstrzelanie”. Czy to brzmi znajomo? – Nie znam autora tych słów. Był nim wódz rosyjskiej rewolucji… Jego opinia przypomniała mi się, gdy usłyszałem, że Jarosław Kaczyński zapowiada „wypalanie gorącym żelazem” patologii w spółkach skarbu państwa, a Joachim Brudziński „cięcia do kości” kierujących się prywatą osób, które ubrały się „w gacie z napisem PiS”. Co się stało? – Prawo i Sprawiedliwość uległo złudnemu przekonaniu, że jest odporne na pokusy władzy, bo ma przewagę etyczną i niezwykle silne spoiwo wewnętrzne: poczucie wspólnoty środowiskowej odrzuconych przez liberalne elity. Jednak ludzie zmieniają się wraz z okolicznościami. Tak się dzieje na całym świecie – w Brazylii niegdysiejsi rewolucjoniści i obrońcy ludu po przejęciu władzy czerpali z niej pełnymi garściami. Ani najbardziej chwalebna przeszłość, ani najsilniejsza więź środowiskowa nie uodparniają na pokusy, które rodzi przejęcie steru rządów. Nie da się zapobiec temu, że część osób decydujących się

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Wołyń – przemilczana historia

Na Kresach zamordowano ok. 150 tys. Polaków! Tylko na Wołyniu Polacy zginęli w prawie 2,5 tys. miejscowości Dr Leon Popek – historyk, archiwista, pracownik Instytutu Pamięci Narodowej, opiekun polskich miejsc pamięci na Wołyniu. Konsultant historyczny w filmie „Wołyń”. Jeszcze w latach 70. rozpoczął prywatnie zbieranie relacji świadków ludobójstwa OUN-UPA. Od 1990 r. organizuje akcje renowacji i porządkowania wołyńskich cmentarzy. W 1992 r. współorganizował ekshumacje szczątków ofiar OUN-UPA w Ostrówkach i Woli Ostrowieckiej. Jest autorem lub współautorem 21 książek i ponad 180 artykułów, głównie na temat historii Kresów. Ile jest w „Wołyniu” prawdy, a ile fikcji? – W tym filmie skupiają się jak w soczewce wszystkie najistotniejsze problemy, które zaistniały nie tylko na Wołyniu, ale również w Małopolsce Wschodniej – województwach lwowskim, stanisławowskim, tarnopolskim… Na dobrą sprawę nie wiemy, w jakiej wsi toczy się akcja, nie możemy tego dokładnie umiejscowić. To dzieje się gdzieś na Wołyniu, a raczej – na Kresach. A ile jest prawdy i fikcji? Każda scena, która znajduje się w filmie, ma potwierdzenie w dokumentach, w relacjach, we wspomnieniach. Z różnych miejsc, miejscowości, z Kresów. Możemy więc sobie wyobrazić, że tak właśnie było. Tak wyglądały tamte wsie, tamte zwyczaje… I tamte wydarzenia. – Dokładnie tak. Choć w filmie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Agnieszka Wolny-Hamkało Felietony

Wszystko żyje po to, żeby być na zdjęciach

Może się wydawać, że fotografia jest najbardziej demokratyczną ze sztuk. Choćby dlatego, że wszyscy masowo robimy zdjęcia i zawsze mamy przy sobie (w telefonie) aparat. Robienie zdjęć jest tanie i ta forma sztuki uchodzi za nadreprezentowaną, za szczególnie ekspansywną. Bo przecież nie tylko pstrykamy foty, lecz także nieustannie się nimi dzielimy: na portalach społecznościowych, blogach, poprzez MMS-y i mejle. Ale dominacja fotografii jako formy sztuki jest pozorna. Tak naprawdę to właśnie w czasach ponowoczesnych jest jej najtrudniej. My, szarzy zjadacze fotek, czujemy się zagubieni „jak plemnik w żołądku”. Przepraszam, jak czytelnik w Empiku. Już na wstępie boli nas brzuch. W Empiku jest kolorowo, dużo ludzi, do tego z głośników zasuwa muzyka. Naokoło leżą stosy książek, a każda skora do zabawy, każda uwodzi, jak umie. Autor każdy „wybitny”, polecany przez innych autorów. I nikt już nie wierzy nawet w proste hierarchie „Top 20”. Wiadomo przecież, że miejsca na oznaczonej półce też się wykupuje, jak każdą inną przestrzeń od Bartoszowic aż do jazu Rędzin. Zdjęcia płyną przez miasto: politycy mają swoje plakaty wyborcze, na billboardach reklamuje się mięso. Barbara została twarzą staników, Monika twarzą majtek. Szalona multiplikacja przyprawia nas o zawrót

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jerzy Domański

Proboszcz – piąta władza

Coraz częściej mam wrażenie, że Polska dziarsko zmierza w stronę krainy fikcji. Co rusz co innego słyszę, a co innego widzę. Słyszę, że nadeszła długo przez naród oczekiwana dobra zmiana. A gdy jadę tam, gdzie naród szczególnie mocno poparł partię dziś rządzącą, to widzę wielu rozczarowanych ludzi. Wstydzących się swojej naiwnej wiary w nową, lepszą władzę. Od paru dni we wszystkich mediach słyszę, że trzeba bronić kompromisu aborcyjnego, czyli dokładnie tego, co jest. Bo jak upadnie ten rzekomy kompromis, to ekstremiści katoliccy zabronią Polkom jakiegokolwiek ruchu z własnym ciałem od momentu zajścia w ciążę. Nie zabronią. Nie są w stanie wprowadzić w Polsce takiej ustawy, jaką przynieśli do Sejmu. A partia, która by to przeforsowała i próbowała wprowadzić w życie, zniknie. Albo będzie reprezentacją coraz mniejszego marginesu. Obecna ustawa jest tworem całkowicie fikcyjnym. Codziennym dowodem na to, co podwójna moralność i strach przed proboszczem mogą zrobić z dorosłymi ludźmi. Nazywając rzecz po imieniu – to tchórzostwo jest główną przyczyną panoszenia się w Polsce armii proboszczów. Ludzi często zbyt marnie wyedukowanych jak na te ważne przecież funkcje, a na dodatek bardzo pazernych na władzę i dobra materialne. Można podać setki przykładów skansenów, w których nie tylko wiernych, ale i miejscowe władze trzyma w ryzach człowiek, który uważa

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Czas PiSiewiczów

PiS miało skończyć z układami. Zamiast tego tworzy nowy. Własny Ludzie PiS, ich rodziny i znajomi dostają pracę jak Polska długa i szeroka. Potrzebowali niewiele czasu, żeby pozajmować stanowiska na niespotykaną dotąd skalę. Pracują w państwowych spółkach energetycznych, paliwowych, przewozowych i ubezpieczeniowych. Wchodzą do zarządów i rad nadzorczych. Dostają posady w administracji, samorządach, mediach, agencjach rolnych i instytucjach kultury. Są wszędzie. Z kompetencjami bywa różnie. Ważna jest frakcja Kto dostaje stanowiska? Przykłady pierwsze z brzegu, które na lokalnych forach podają oburzeni internauci. Joanna Bala, politolog z tytułem licencjata, została dyrektorką Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego w Warszawie. W ubiegłorocznych wyborach startowała z list PiS w okręgu nr 18 (Siedlce, Ostrołęka, Mińsk Mazowiecki, Wyszków). W Kaliszu na czele KRUS stanął Andrzej Plichta, miejski radny, nauczyciel religii w liceum. W Lublinie zastępcą szefa wydziału spraw obywatelskich urzędu wojewódzkiego została szwagierka posła PiS Jacka Sasina. Karolina Helmin-Biercewicz, była asystentka posła PiS Andrzeja Jaworskiego, została dyrektorką jednej ze spółek PZU. Wcześniej była gdańską radną,  a przedtem administrowała stroną internetową parafii oraz, przez krótki czas, była sołtysem we wsi Straszyna. Takie awanse można mnożyć. –

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Kronika zapowiedzianej śmierci

O godzinie 21.38 Zdzisław Beksiński chciał wykonać ostatni w swoim życiu telefon „Urodziłem się 24 lutego 1929 r. w Sanoku i od tamtego czasu nie wydarzyło się nic godnego uwagi”. To zdanie z życiorysu Zdzisława Beksińskiego straciło aktualność, kiedy został brutalnie zamordowany. Warto przypomnieć historię jego dramatycznej śmierci, w momencie kiedy do kin wchodzi poświęcony Beksińskim film „Ostatnia rodzina”. Rany naturalne Obsesyjne zainteresowanie śmiercią było stale obecne w twórczości Zdzisława Beksińskiego. Jeszcze w latach 50. wykonał fotograficzny kolaż złożony z trzech obrazów. Pierwszy przedstawiał ludzki płód z długą pępowiną, drugi niewinną dziewczynkę w wianku idącą do pierwszej komunii. Tryptyk kończył się zdjęciem zwłok żołnierza w trumnie. Pytany o to szokujące zestawienie opowiadał o koleżance matki, która biegała po wsi i fascynowała się widokiem czekających na pochówek zwłok najbliższych sąsiadów. Malarz również przejawiał takie zainteresowanie, szczególnie we wczesnym cyklu prac sadomasochistycznych. Ostatecznie skończył życie tak jak jedna z wielu ofiar przedstawionych w tej serii rysunków. W 1969 r. namalował obraz przedstawiający fantastyczną postać, która dumnie prezentuje trzy rany kłute na klatce piersiowej. Są one czymś zupełnie naturalnym, jak nabrzmiałe sutki, zapadnięte kości policzkowe, czy wydatne żyły, w których płynie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.