42/2022

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Aktualne Kronika Dobrej Zmiany

Achtung, achtung!

Były głosy, że Dariusz Pawłoś, nowy ambasador w Niemczech, to człowiek z dalekiego szeregu, średniego szczebla urzędnik, więc i ambasadorem będzie podobnym. Może tak się stanie. Choć na początek Pawłoś zapowiada, że weźmie się z Niemcami za bary. I że jego ambicją jest być takim ambasadorem, jakim był Andrzej Przyłębski. Bo to on ustawił mu poprzeczkę. Jastrzębia polityka ma więc mieć jastrzębia ambasadora. Który już obwieścił, że jednym z jego priorytetów będzie walka o reparacje. „Chciałbym przypomnieć stronie niemieckiej, że Polska nigdy nie otrzymała od Niemiec reparacji za skutki II wojny światowej – głosił, przedstawiając swoje zamiary. – Polska ma prawo domagania się zadośćuczynienia za doznane ze strony niemieckiego państwa krzywdy i oczekuje od Niemiec, że raport obrazujący skalę strat polskich zainicjuje otwarty i merytoryczny dialog między naszymi krajami, który doprowadzi do rozstrzygnięcia kwestii reparacji wojennych. W tym kontekście ambasada RP w Berlinie wraz z innymi polskimi placówkami i instytucjami działającymi w Niemczech powinna zaangażować się w kampanię informacyjną o polskich stratach wojennych, która realizowana jest pod hasłem »Bez przedawnienia«. Jako ambasador chcę jak najbardziej włączyć się w tę kampanię i ją nadzorować”. I żeby nikt nie sądził, że to była pusta deklaracja, precyzował: „W 1952 r. rozpoczęły się pierwsze wypłaty dla ofiar w Izraelu i dla Żydów na całym

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Roman Kurkiewicz

Urban z pokojowym Noblem literackim

Jest taki obyczaj w mediach społecznościowych, że notatkę na jakiś temat, prośbę, apel opatruje się ilustracją niemającą kompletnie nic wspólnego z meritum poruszanej sprawy. Jest to często kotek (kotki się klikają, mają oglądanie, przyciągają), rzadziej piesek, dawna szkoła to oczywiście fragment nagiego ciała kobiecego, ów symboliczny biust, choć dzisiaj trafia się i kształtny, kaloryferkowo wyrobiony tors czy brzuch męski. Trochę taki jest mój tytuł, choć ma też elementy dawnej szkoły. Niby nie jest na temat, posługuje się elektryzującym nazwiskiem Jerzego Urbana, który zmarł (nigdzie nie odszedł), człowieka, wobec którego niemal nikt ze sfery publicznej nie pozostawał obojętny: kochając lub nienawidząc, podziwiając lub gardząc, rozumiejąc lub nie podejmując takiego wysiłku, upamiętniając lub odsyłając do lamusa historii, żeby nie powiedzieć śmietnika. Mam i ja swój stosunek do Jerzego Urbana, ale przy tej, nieuchronnej, jakkolwiek by z niej żartować, okazji postanowiłem się nim nie dzielić. Tak więc liczyłem (bez wielkiego przekonania zresztą), że ktoś sięgnie i przeczyta, bo będzie ciekaw, co ja tu o Urbanie wysmaruję. W tym momencie tekstu wiadomo już, że nic z tego. Zatrzymam się nad tytułami prasowymi czy medialnymi. Przeżyłem co najmniej cztery ich epoki: czytane w pierwszym okresie lektur prasowo-formacyjnych jako rodzaj przewodnika informacyjnego

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Nuklearna łamigłówka Putina

Czy Kijów – polityczne i decyzyjne centrum Ukrainy – jest celem numer jeden na gotowej już zapewne liście celów rosyjskiej taktycznej broni nuklearnej? Czy zdesperowany, rozczarowany niepowodzeniami militarnymi, walczący o przetrwanie i potencjalnie o dotychczasowy kształt Federacji Rosyjskiej Putin zdecyduje się na jeden paraliżujący cios w ukraiński mózg? Czy w ten sposób planuje on zakończyć coraz bardziej kompromitującą dla niego awanturę wojenną? Na tak postawione pytania amerykański czterogwiazdkowy generał Philip M. Breedlove – emerytowany SACEUR, NATO Supreme Commander, były dowódca wojsk Sojuszu Atlantyckiego w Europie – odpowiada negatywnie. Breedlove był doświadczonym pilotem F-16, przeznaczonych także do uderzeń jądrowych na potencjalnym europejskim teatrze działań. Dowodził dywizjonami i skrzydłami myśliwców taktycznych, a potem zajmował się planowaniem globalnym US Air Force. Jak sam mawia, zjadł zęby na budowaniu operacji nuklearnych. I choć minęło trochę czasu od chwili, kiedy w maju 2013 r. otrzymał od demokratycznej administracji Baracka Obamy nominację na najwyższe stanowisko dowódcze w NATO, nadal doskonale orientuje się w sprawach, którymi żyją jego koledzy w dowództwie Sojuszu w Mons w Belgii. Kijów – raczej nie Breedlove uważa, że Putin nie wyda rozkazu uderzenia taktyczną bronią

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Pieski świat otacza słowa

Laureat Nike Jerzy Jarniewicz ze swoim stylem jest na antypodach literackich trendów Jerzy Jarniewicz jest autorem związanym z Łodzią, z bogatym dorobkiem literackim. To także profesor nauk humanistycznych, filolog angielski, tłumacz i autor szkiców o literaturze i o przekładzie. Odbierając jedną z najważniejszych nagród literackich w Polsce, Jerzy Jarniewicz żartował, że czytelników poezji jest tylu, „co poległych pod Termopilami”. Poeta zadeklarował, że przyjmuje tę nagrodę jako nagrodę dla poezji w ogóle. Dla poezji, która jest niszą nisz i ledwie strumykiem wpływającym do oceanu literackich publikacji. Wystarczy wejść do pierwszego lepszego empiku czy innej sieciowej księgarni (tych niezależnych jest coraz mniej), by o tym się przekonać. Poezja zajmuje najwyżej kilka półek, gdzieś na obrzeżach literatury, w bliskim sąsiedztwie foremek do ciasta i gier planszowych. Zwycięska książka, tom poetycki „Mondo cane”, jest opowieścią o wstydzie, słabości, cielesności, przemijaniu, ale i próbach cieszenia się z życia. Tytuł nagrodzonej książki może oznaczać psi świat. Z jednej strony, to świat nędzy i braku perspektyw, ale z drugiej – to rzeczywistość prostych, często fizycznych doznań i przyjemności. Jeśli jest tu melancholia, to rozpięta pomiędzy zwierzęcym witalizmem a widmowością nieistnienia, jeśli miłość, to daleka od emfazy i tanich deklaracji. Kość z kości

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Wojciech Kuczok

Nie czytałem

Pierwszy czwartek października, Nobla dziś dają. Redakcja zasugerowała, żebym naprędce napisał felieton o laureacie, ale ryzyko, że pierwszy raz w życiu o nim usłyszę w chwili ogłoszenia werdyktu, szacuję wysoko. Jestem czytelnikiem nałogowym, buszującym w trawie literackiej i nasłuchującym, co w niej piszczy, wiernie abonuję od z górą 30 lat „Literaturę na Świecie” (notabene w aktualnym numerze polska premiera zjawiskowego „Pana prezydenta” Miguela Asturiasa – pierwszego literackiego noblisty z Ameryki Łacińskiej), ongiś sam byłem pisarzem o renomie pozwalającej poznawać osobiście szeregi wziętych autorów obcojęzycznych – a mimo to niemal co drugie nazwisko zwycięzcy z ostatniego ćwierćwiecza nic mi nie mówiło. Dwa razy z rzędu ostatnio tak się zdarzyło, że świeżo ogłoszeni nobliści nie mieli w ogóle przełożonych książek w języku polskim, więc rozumiem tę nagłą panikę dziennikarzy, którzy nie wiedzą, do kogo zadzwonić z pytaniem, szukają ze świecą literaturoznawców potrafiących choćby poprawnie wypowiedzieć nazwisko autora. Mnie zaskakujące werdykty cieszą niepomiernie bardziej od tych przewidywalnych, no bo cóż mi po tym, że ze wszech miar słusznie nagradza się pisarza, którego wszystkie ważne książki już czytałem i je wielbię (tak było z Vargasem Llosą) lub chociaż szanuję (Herta Müller), ba, nawet nagroda dla znajomej wzbudziła tylko ciepły uśmiech, bo choć Olga

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Od czytelników

Listy od czytelników nr 42/2022

Czy Czarzasty chce łapać wyborców, czy Tuska za nogi? Lewicę należałoby zresetować. Ustanowić od nowa. Do władz partyjnych i rządowych należy wskazywać przedstawicieli zależnych od mandatu wyborców, bo inaczej są zależni od Czarzastego, Tuska czy Kaczyńskiego. Ale jeszcze gorsze jest, gdy wybrani do władz są zależni od lobbystów lub sterujących hakami. Szkoda mi Adriana Zandberga, ale na Nową Lewicę Włodzimierza Czarzastego głosu ważnego nie oddam. Józef Brzozowski IPN od Kieresa do Nawrockiego IPN to bezpieczna przystań dla nominatów politycznych, „historyków” bez żadnego większego dorobku, autorów opracowań polegających na kopiowaniu fragmentów akt z IPN-owskiego archiwum. Jest to instytucja całkowicie niepotrzebna, a wręcz szkodliwa, ponieważ jest też częścią machiny propagandowej – Orwellowskim Ministerstwem Prawdy zmieniającym historię zgodnie z politycznym zapotrzebowaniem. Piotr Ciszewski Wyrzućcie Anię z Zielonego Wzgórza Co to za bzdury to żądanie usunięcia „Ani” z listy lektur? Przecież to urocza czytanka pokazująca silną, pewną siebie dziewczynkę, która stara się być sobą. Żaden dziecięcy czytelnik nie jest dziś tak naiwny, by myśleć, że realia z tamtego czasu przystają do dzisiejszych. Ania nie spała ze smartfonem w ręku. Litości. A samo przesłanie jest jak najbardziej w porządku. „Czy to nie przyjemnie, że jest tak dużo rzeczy, które jeszcze poznamy? To właśnie sprawia, że ja się tak cieszę życiem… świat

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

W poszukiwaniu straconego czasu naszej epoki

Wyzwolenie klasowe, seksualne i artystyczne to wiodące tematy twórczości noblistki Annie Ernaux Inaczej niż rok i dwa lata temu werdykt Akademii Szwedzkiej tym razem nie zaskoczył. Annie Ernaux była jedną z faworytek bukmacherów. Francuska pisarka od lat uznawana jest za autorkę ikoniczną, dlatego decyzję o przyznaniu jej Nobla szeroko komentowali krytycy i czytelnicy, zazwyczaj wyrażając aprobatę dla tego wyboru. Nad Wisłą o Ernaux zrobiło się głośno na początku tego roku, gdy Czarne wydało „Lata”, często nazywane opus magnum świeżo upieczonej noblistki. Zarazem już 28 października do kin trafi ekranizacja autobiograficznej powieści Ernaux „Les Armoires vides”. Film noszący w Polsce tytuł „Zdarzyło się” opowiada o studentce, która wbrew zakazowi i grożącym jej konsekwencjom poddaje się aborcji. Aborcja, ale także inne formy wyzwolenia: klasowego, seksualnego, artystycznego, to wiodące tematy Ernaux. – Dzieła Annie Ernaux to literatura przejścia, przede wszystkim tego klasowego, ale nie tylko. Są to dzieła, które w pewnym stopniu wydają mi się zachowawcze pisarsko oraz relatywnie konserwatywne w sensie formalnym. Jeśli chodzi natomiast o rozpoznania społeczne, nie jest to literatura interwencyjna, np. w reakcji na wojnę, ale taka, która problematyzuje pozycję kobiet, obszar naszej religijności, aktualną kondycję

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jan Widacki

Gruba kreska po raz drugi!

Spotkanie. Na sali przedstawiciele wszystkich większych partii opozycyjnych. Temat spotkania: „Reforma wymiaru sprawiedliwości”. Chodzi oczywiście o reformę, jaką trzeba będzie zrobić po wygranych przez opozycję wyborach. Dyskusja właściwie ogranicza się do tego, jak rozliczyć PiS. Właściwie wszyscy są radykalni. Wszyscy będą wyrzucać, czyścić, stawiać przed sądem. Odwołają Glapińskiego z funkcji prezesa Narodowego Banku Polskiego (wprawdzie z wymiarem sprawiedliwości nie ma to nic wspólnego, ale jest miernikiem zdeterminowania w rozliczeniach). Oczywiście Piotrowicz i Pawłowicz wylecą z Trybunału Konstytucyjnego. Neosędziowie wrócą tam, skąd przybyli. Koniec z dublerami w TK (a nawet z dublerami dublerów, bo i tacy już są). Co z asesorami mianowanymi w międzyczasie z rekomendacji pisowskiej Krajowej Rady Sądownictwa sędziami sądów rejonowych – nie wiadomo. Wrócą na stanowiska asesorów czy w ogóle wylecą z sądownictwa? Gorzej, co z wyrokami wydanymi przez neosędziów? Będą ważne? Czy może nie? Czy Kowalski, któremu rozwodu pięć lat temu udzielił neosędzia, wraca do poprzedniej żony? A co z jego kolejnym, zawartym już po rozwodzie (jak sądził, prawomocnie orzeczonym) małżeństwem? Będzie ważne czy też zostanie unieważnione? A może Kowalski będzie musiał teraz żyć z dwiema żonami? Stanowiska posłów opozycji (prominentnych posłów w swoich klubach!) są zniuansowane. Jedni uważają się za gołębie, drudzy za jastrzębie. Ci pierwsi

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.