19/2000

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Kraj

Niechciane wojsko

Pół tysiąca zawodowych wojskowych i 200 cywilów musi opuścić Jednostki Nadwiślańskie Mjr Wiktor Szopski, rzecznik prasowy Nadwiślańskich Jednostek Wojskowych, zazwyczaj wręcza gościom wydany na błyszczącym papierze kolorowy folder swojej formacji. Na fotografiach prezydent Lech Wałęsa i Mieczysław Wachowski obserwują poligonowe ćwiczenia nadwiślańczyków. Jan Paweł II przyjmuje od dowódcy jednostek prezent. Pozostałe zdjęcia dokumentują obowiązki żołnierzy z NJW. Podpisy pod zdjęciami: “Straż przed Pałacem Prezydenckim, Belwederem, siedzibami najwyższych instytucji państwowych, ambasadami”. Pirotechnik – niezwykła symbioza precyzji zegarmistrza z odwagą kaskadera. Wyczerpujący, lecz codzienny trening grupy antyterrorystycznej. W NJW coraz częściej pojawia się sprzęt odpowiadający najwyższym standardom światowym… Do końca roku, po prawie trwających osiem lat przygodach, resort MSWiA zamierza definitywnie pożegnać się z Nadwiślańskimi Jednostkami Wojskowymi. Część żołnierzy już rok temu przeszła do Biura Ochrony Rządu, GROM-u i Straży Granicznej. Czy jednak likwidowanie NJW przebiega zgodnie z zasadami sztuki – jak najmniejsze koszty przy jak największych zyskach? Proces likwidacji nadwiślańczyków jest daleki od ideału – panuje bałagan, żołnierze nie wiedzą, co się z nimi stanie. MSWiA wciąż nie może się porozumieć z Ministerstwem Obrony Narodowej w sprawie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wydarzenia

Podstępny wirus ”ILoveYou”

Cybernetyczni piraci znów wstrząsnęli światowym systemem komputerów.A to dopiero początek  Był to najgroźniejszy dotychczas atak cybernetycznych piratów. Superszybki wirus, “wypuszczony” gdzieś na Filipinach, błyskawicznie rozprzestrzenił się po całym świecie, atakując banki, rządy, parlamenty i dziesiątki miliony komputerów osobistych. Zawiodły wszelkie filtry i programy ochronne. Wirus był ukryty w przesłaniach poczty elektronicznej, zatytułowanych “ILOVEYOU”, czyli “Kocham cię”. Zdaniem ekspertów, “mutacje” tego elektronicznego mikroba będą jeszcze grasować przez kilka tygodni. Straty, spowodowane przez elektroniczny atak, wyniosły miliony, może nawet miliardy dolarów. Wiele systemów komputerowych zostało bowiem wyłączonych, także prewencyjnie, co przerwało obieg informacji. Ogromne kwoty pochłonęło usuwanie szkód i instalacje nowych filtrów i programów zabezpieczających. W marcu 1999 roku panikę w globalnej sieci wzniecił wirus “Melissa”, który “zaraził” pół miliona komputerów. Atak Melissy zubożył światową gospodarkę o co najmniej, jak się szacuje 2 miliardy dolarów. Lecz wirus “ILOVEYOU” pędził przez kontynenty jak lawina, dwa razy szybciej niż “Melissa”. Dlatego nadano mu też od razu inną nazwę – “Killer from Manila” (Zabójca z Manili). “Miłosny wirus” uderzył w Hongkongu w czwartek, 4 maja po południu. W kilkadziesiąt minut później

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Społeczeństwo

Biała armia

Wprowadzenie jednakowych strojów w wielu parafiach położyło kres rewii komunijnej mody. Ale licytacja na prezenty i wielkość przyjęcia trwa nadal Przygotowania do Pierwszej Komunii, która odbywa się w maju we wszystkich parafiach, to gigantyczne przedsięwzięcie: co roku uczestniczy w nim bezpośrednio i pośrednio kilka milionów osób, jeśli uwzględnić oprócz samych dzieci ich rodziny, rodziców chrzestnych, katechetów, ludzi zatrudnionych przy szyciu strojów do komunii i cały “komunijny przemysł”. Według danych kościelnego Instytutu Statystycznego, prowadzonego przez ojców palotynów, w 1998 r. do Pierwszej Komunii przystąpiło w Polsce 527.747 dzieci, głównie z klasy drugiej, w której kończy się katecheza przedkomunijna, rozpoczynana już w przedszkolu. W tym roku zaczął się w klasach drugich niż demograficzny i do Pierwszej Komunii pójdzie ponad 400 tysięcy dzieci. Duchowe i organizacyjne przygotowanie do Pierwszych Komunii spoczywa na armii katechetów, liczącej ponad 36 tysiące osób, w tym ponad 18 tysięcy świeckich. Skala i rozmiar tych przygotowań wynika z wagi wydarzenia w życiu polskich rodzin katolickich: nigdzie w Europie, bodaj poza bardzo katolicką Portugalią, Pierwsze Komunie nie mają tak okazałej oprawy liturgicznej, nie mówiąc już o “imprezach towarzyszących”, czyli wystawnych i nierzadko mocno zakrapianych przyjęciach komunijnych w stylu “zastaw się, a postaw

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wydarzenia

SKL w pułapce Krzaklewskiego

Prawyborów prezydenckich na prawicy nie będzie, więc co będzie?   Stronnictwo Konserwatywno-Ludowe znalazło się pod ścianą. Jeszcze niedawno, podczas kongresu, kiedy delegaci wiwatowali Maciejowi Płażyńskiemu, wydawało się, że SKL jest na najlepszej drodze do zajęcia centralnego miejsca w rządzącej koalicji. Teraz nastroje są inne. SKL, najsilniejsza kadrowo partia AWS, zamierzało stać się spinaczem koalicji AWS-UW. Miało ambicję patronowania prawyborom prezydenckim, czyli wyłanianiu wspólnego kandydata koalicji. I nie ukrywało, że znakomicie w tej roli wypadłby marszałek Sejmu Maciej Płażyński. Dziś te zamierzenia praktycznie leżą w gruzach. Burzycielem okazał się Marian Krzaklewski, który, trochę z zaskoczenia, zgłosił swoją kandydaturę w wyborach prezydenckich. I zakomunikował, że żadnych prawyborów na prawicy nie będzie. Tym samym zniechęcił do kandydowania marszałka Sejmu Macieja Płażyńskiego. I postawił w kącie AWS-owskie partie – SKL, ZChN i PPChD, skąd pochodzą pomysły prawyborów. Drugi cios przyszedł ze strony Unii Wolności. Unia postanowiła nie wystawiać swego kandydata w wyborach, tym samym zostawiając SKL w próżni. Czy znaczy to, że Stronnictwo Konserwatywno-Ludowe przeszło do defensywy? Jeszcze nie. Sekretarz generalny SKL Wojciech Arkuszewski wyciągnął nową broń – wstępne wyniki ankiety, którą pod koniec kwietnia rozesłano do członków Stronnictwa.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wydarzenia

Czy leci z nami złoty?

Sterujący naszą gospodarką nie przewidzieli tak nagłego spadku kursu złotego Tak nagłego i głębokiego załamania złotego wobec dolara nie notowały jeszcze wolnorynkowe dzieje polskiej gospodarki. W ub. tygodniu nasz pieniądz tracił i po 15 gr dziennie. W piątek po południu kantory sprzedawały dolary nawet po 4,80 zł, gdy natomiast kilka dni temu, po świętach wielkanocnych, ich cena nie przekraczała 4,35 zł. Prezes NBP, Hanna Gronkiewicz-Waltz, stwierdziła uspokajająco, iż nie powinno być istotnych zagrożeń dla kursu złotego. Inni sternicy naszej gospodarki w ogóle nabrali wody w usta, udając, że nie ma problemu. Nie bardzo zresztą wiadomo, co mieliby powiedzieć, gdy sytuacja tak dalece odbiegła od wcześniejszych zapowiedzi. Przypomnijmy, że 11 kwietnia, gdy Rada Polityki Pieniężnej uwalniała kurs złotego, nastroje były nader optymistyczne. “Kurs złotego jest stabilny i nic nie wskazuje, by w najbliższym czasie miało się to zmienić” – mówił wiceminister finansów Jarosław Bauc, jeden z najbliższych współpracowników wicepremiera Balcerowicza. “W najbliższych miesiącach złoty może stać się silniejszy” – dodawał prof. Stanisław Gomułka, doradca ministra finansów. – Większość osób podejmujących tę decyzję uważała, że złotówka się umocni – mówi dziś prof. Wiesława Ziółkowska z Rady Polityki Pieniężnej. Ile można stracić

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jerzy Domański

Luksusowi urzędnicy

W Polsce rośnie nie tylko kurs dolara. W piórka obrasta także coraz potężniejsza warstwa biurokratyczna. Coraz liczniejsza tam, gdzie sięgają państwowe urzędy, fundusze, agencje czy fundacje. Mości sobie wygodne, dobrze płatne miejsca, przytulona do państwowych pieniędzy. Do państwowych, czyli naszych, płaconych w formie podatków. Administracja centralna w okresie od 1990 do 1998 roku wzrosła z 46 do 126 tysięcy pracowników. Proszę pokazać pozaprodukcyjną dziedzinę, gdzie zatrudnienie wzrosłoby prawie trzykrotnie. Błyskawicznie rozrasta się też administracja samorządowa. I proporcjonalnie do wzrostu przysparza coraz więcej kłopotów. Jedną z najważniejszych przyczyn głębokiego spadku zaufania do władzy jest sposób, w jaki sprawują swoje funkcje urzędnicy różnych szczebli. U podstaw większości patologicznych zjawisk w administracji leży bądź nieuczciwość, bądź zła organizacja. Prawdziwe spustoszenie w mentalności zarówno urzędników, jak i petentów spowodowała całkowicie woluntarystyczna interpretacja hasła “Co nie jest zabronione, jest dozwolone”. Wielu, niestety, zbyt wielu reprezentantów państwa nie ma pojęcia, co w istocie składa się na funkcje państwa prawa. Gdyby naszych urzędników zapytać o elementarne zasady funkcjonowania państwa demokratycznego i rolę urzędnika państwowego lub samorządowego w systemie demokratycznym, mieliby duże problemy z precyzyjną odpowiedzią. A takie zasady, jak służebność, przedkładanie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Bandyci i ofiary

Wymiar sprawiedliwości zupełnie nie jest zainteresowany ochroną świadków, ochroną pokrzywdzonych Rozmowa z Krzysztofem Orszaghiem – Gdyby nie śmierć Joli Brzozowskiej, siostry twojej żony, byłbyś normalnym człowiekiem zajmującym się swoimi, normalnymi sprawami… – Nadal jestem zwykłym, mam nadzieję, normalnym człowiekiem. Ale rzeczywiście, gdyby nie śmierć Joli, nie byłoby Stowarzyszenia, nie byłoby prawdopodobnie ruchu społecznego, który spowodował zauważenie problemu ofiar przestępstw, przemocy. Stowarzyszenie upodmiotowiło ofiary przemocy. Zwróciło uwagę na ich problemy – od pierwszej chwili po zdarzeniu aż do procesu sądowego i do tego, co jest potem. – Co było wcześniej: dowiedziałeś się, że Jola została zamordowana, czy też wcześniej cię aresztowali? – Dowiedziałem się, że Jola została zamordowana i natychmiast zostałem zatrzymany. – Jako podejrzany? – Tak. Z artykułu 148. – Długo byłeś w areszcie? – Blisko 60 godzin. – Z bandytami? – Sam byłem traktowany jak bandyta. To była zima, był wtedy straszliwy mróz. Zabezpieczono moją odzież do badań i przebrano mnie w więzienny drelich. Ponieważ byłem przetrzymywany w policyjnej izbie zatrzymań na Chodeckiej, a przesłuchiwano mnie na Cyryla i Metodego, więc wożono mnie radiowozem z jednego miejsca na drugie. I tak, w kajdankach, w więziennym drelichu, boso – bo buty też zatrzymano

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Czy tylko patologia?

Ktoś znający Polskę nie z własnych doświadczeń, lecz tylko z lektury czasopism musi mieć bardzo wypaczony obraz naszego kraju, bowiem w informacjach o Polsce dominuje patologia. Korupcja, napady rabunkowe, kradzieże, przekręty, kanty, łapówki, bez których nie można nic załatwić – krótko mówiąc – zgroza trudna do pojęcia. Czy to jest obraz całkiem fałszywy? Niestety nie, ale Polska nie stanowi wyjątku, gdyż spora część opisywanych tak chętnie zjawisk patologicznych da się zaobserwować w wielu innych krajach, w tej samej skali zagrożenia. Toteż ja nie protestuję przeciwko opisom patologii jako takiej, gdzie tylko ona się pojawia. Sprawiedliwość nakazuje jednak ukazywanie i drugiej strony medalu, trzeba ją tylko chcieć dostrzegać. Los usadowił mnie w takim punkcie obserwacyjnym, z którego widać zjawiska zupełnie odmienne. Od ponad dwóch lat ponoszę odpowiedzialność za sprawy objęte działaniem Polskiego Czerwonego Krzyża. Przeżywamy w tej chwili duże kłopoty. Nie my jedni. Wiele czerwonokrzyskich narodowych organizacji ma kolosalne trudności finansowe, ale staram się patrzeć szerzej na życie niż tylko przez pryzmat pieniędzy. Cóż widzę? Czy tylko tę tak chętnie opisywaną patologię? Nieprawda. Dostrzegam może nie aż powszechną, lecz często spotykaną… ofiarność. Animowani przez działaczy PCK krwiodawcy dają bezinteresownie ponad 400 tysięcy litrów krwi służbie zdrowia, mimo iż zabrano

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Długi weekend

Długi weekend pozwala na zdarzenia nie całkiem przewidziane. Podczas długiego weekendu więc kupiłem przypadkowo na straganie antykwarycznym w Kazimierzu Dolnym niewielką, bo nie dokończoną, książeczkę Leopolda Tyrmanda “Wędrówki i myśli porucznika Stukułki”, którą przeczytałem ze wzruszeniem. Nie dlatego, że co trafniejsze myśli z tego utworu znałem już z opowiadań autora, przypominając sobie teraz nasze rozmowy, ani też nie dlatego, że w świetle “Stukułki” Tyrmand prezentuje się jednak całkowicie inaczej niż przedstawiają go jego dzisiejsi hagiografowie. Prostowanie ich opinii byłoby jednak trudem równie jałowym, jak korygowanie sądów i faktów, podawanych przez panie Bikont i Szczęsną, które na łamach “Gazety Wyborczej” postanowiły dać portret polskiego środowiska literackiego po wojnie, nie mając o nim pojęcia i pisząc zapewne w oparciu o wspomnienia nieżyjącej już Wilhelminy Skulskiej, a więc osoby, która ostatnie lata swojego życia poświęciła pracowitemu wysiłkowi zapomnienia o wszystkim, o czym wiedziała naprawdę i w czym uczestniczyła. Ale nie o to chodzi. Z nie dokończonej książeczki Tyrmanda odezwał się do mnie znowu jego rezonerski sposób myślenia, w którym najbardziej błahe i banalne fakty stanowiły podstawę do śmiałych i zachwycających, choć często przewrotnych syntez. Dzisiejsi apologeci Tyrmanda wyobrażają go sobie jako uduchowionego antykomunistycznego cymbała, żonglującego wzniosłymi frazesami. Tymczasem jego prawdziwą

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Chłopka 2000

Dlaczego Marek Boligłowa ze wsi Boczkowice został Chłopem Roku 2000? Czyżby orał najrówniej, miał wychuchane bydlęta i najwyżej podrzucał rzepy? Na pewno okazał się chłopem na schwał! Ależ skąd. Marek Boligłowa przebrał się za kobietę, pomachał szeroką spódnicą, zachwycił swoimi zgrabnymi nogami. Za to dostał puchar premiera i pięć tysięcy złotych. Nikt nie sprawdzał jego orania i plonów. Jest to jedyna informacja z ostatnich dni, którą określiłabym jako triumfującą kobiecość. Choć i tu można mieć wątpliwości, bo wygrał mężczyzna przebrany za kobietę. A wygrał, gdyż był śmieszną kobietą. Nic tak nie śmieszy jak baba. Tak więc był to triumf kobiecości, ale ośmieszony. Samym kobietom nie jest do śmiechu. Z całej Polski zjechały feministki, spotkały się w Warszawie i rozpoczęła się licytacja. Kto opowie o czymś najbardziej antykobiecym, co zrobił rząd? Najpierw ustalono, że kobiety zostały zepchnięte na zasiłki. Wydłużono im urlopy macierzyńskie, w ciąży też dłużej mogą pobierać zasiłki. Po prostu powinny być jak najdłużej na zasiłku, wegetować i rodzić dzieci. Rząd jest zachwycony swoją szlachetnością, a tymczasem dla matki jeszcze miesiąc przetrwania nie jest żadną perspektywą na przyszłość. Szczególnie, że im dłuższy urlop macierzyński, tym trudniej po nim znaleźć pracę. Matki wolałyby żłobki. Tę

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.