46/2007

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Świat

Pakistan nad przepaścią

Stan wyjątkowy w nuklearnym państwie islamskim pomoże tylko talibom Prezydent Pervez Musharraf zagrał swą ostatnią kartą – zawiesił konstytucję i wprowadził stan wyjątkowy. Setki protestujących prawników i opozycjonistów trafiły do więzień. Talibowie i ekstremiści islamscy zacierają ręce – pakistański przywódca znów zachowuje się jak bezbożny tyran. Nie ma wątpliwości, że stan wojenny na dłuższą metę przyniesie korzyść tylko talibom i radykalnym muzułmanom, którzy w czasach niepokojów i zamieszek zdobywają jeszcze liczniejszych zwolenników. Waszyngton jest bezradny. Komentatorzy ostrzegają, że muzułmański Pakistan stał się „najbardziej niebezpiecznym państwem świata”. 160 mln ludzi, broń atomowa, wojowniczy muzułmańscy radykałowie zdobywający kontrolę nad całymi regionami, skłóceni politycy, rządzący wojskowi i potężne służby specjalne, realizujące swoje własne interesy – trudno o bardziej wybuchową mieszankę. Stany Zjednoczone i inne państwa zachodnie mogą tylko przyglądać się bezsilnie i popierać łamiącego demokratyczne prawa Musharrafa. Dziennik „New York Times” ostro krytykuje politykę prezydenta Busha: „Takie osiągnęliśmy wyniki, ponieważ skoncentrowaliśmy się na jednym – jedynym autokratycznym przywódcy, zamiast zająć się jego krajem”. Prezydent Musharraf wprowadził stan wojenny 3 listopada. Tłumaczył, że musi uchronić Pakistan od samobójstwa, fundamentaliści

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Media

Telewizja na lodzie

Wyborcza przegrana PiS to klęska wspierającej partię braci Kaczyńskich TVP. Zwycięska Platforma ma pomysł, co z tym zrobić Kto rządzi mediami publicznymi, przegrywa wybory – mówił w wywiadzie dla dziennika „Polska” Donald Tusk. Powinien dodać, że kto ma po swej stronie media prywatne, ten wybory wygrywa. Lider PO zapowiedział więc ograniczenie, a następnie zniesienie miesięcznego abonamentu oraz zmianę formuły Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Miałaby ona stać się „ciałem społecznym” działającym podobnie jak szefowa Urzędu Komunikacji Elektronicznej, Anna Streżyńska – „jedna z nielicznych postaci PiS-u, której działalność mi imponuje”, wyjaśnił Tusk. Osłabić, aby odzyskać Dziś obrona pozycji w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji oraz w budynkach przy Woronicza i stacjach regionalnych to niemalże „racja stanu” Prawa i Sprawiedliwości. A także posady dla „swojaków” i możliwość wpływania na opinię publiczną. Donald Tusk wie, że aby „odzyskać” TVP, koalicja PO-PSL musiałaby znowelizować ustawę o radiofonii i telewizji, a następnie wspólnie z klubem LiD odrzucić prezydenckie weto. Wie też, że pomysł prywatyzacji TVP jest źle postrzegany przez większość Polaków, a PiS zrobi wszystko, by przedstawić go jako „skok liberałów na kasę i koryto”. Dlatego Platformie wygodniej będzie osłabić pozycję TVP na rynku

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Losy medalistów

Dlaczego prawie połowa polskich uczestników olimpiad chemicznych nie zrobiła kariery Kilka lat temu starszy z autorów wracał z Australii do Europy samolotem holenderskich linii lotniczych KLM. Latanie KLM ma zarówno wady, jak i zalety – samoloty są w miarę punktualne, a obsługa sprawna, pasażer jest jednak narażony na słuchanie komunikatów w języku holenderskim, który przypomina charczenie ciężko chorego na płuca. O ile przyjemniejszym krajem byłaby Holandia, gdyby mówiono tam po rosyjsku – śpiewnym językiem poezji Jesienina, Błoka czy Cwietajewej. W samolocie kilka najbliższych miejsc obok autora zajęła reprezentacja Australii na międzynarodową olimpiadę chemiczną, ubrana w jednolite garniturki z wyszytym emblematem olimpiady. Autor, nie ujawniając swojej tożsamości, z uwagą przysłuchiwał się rozmowie ambitnych olimpijczyków. Nie chciał ich zniechęcać, słusznie, jak się potem okazało, przewidując, że w międzynarodowym współzawodnictwie licealistów dostaną tęgie baty od reprezentantów Rosji, Chin, Tajwanu, Korei, a nawet Polski, Czech, Węgier i innych krajów środkowo- i wschodnioeuropejskich. Od szeregu lat wśród złotych medalistów olimpiady dominują bowiem reprezentanci tych państw. Trzeba też wspomnieć, że z ostatniej olimpiady, która odbyła się w Moskwie, czwórka polskich reprezentantów przywiozła cztery złote medale (indywidualne miejsca – 12, 13,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Sieroty po Belce

Czy należy zlikwidować podatek od dochodów kapitałowych? Zmiana na scenie politycznej spowodowała wysyp różnych recept naprawy państwa. Niektóre z nich mają jednak podtekst populistyczny, jak odżywająca koncepcja likwidacji tzw. podatku Belki, czyli 19-procentowego podatku od zysków z oszczędności. Został on wprowadzony w 2001 r. i jest pobierany od zysków z funduszy inwestycyjnych, giełdy i odsetek od lokat bankowych oraz oprocentowanych kont. Sens tego obciążenia jest dosyć wyraźny – ma lekko zniechęcić do oszczędzania tych, którzy mają z czego oszczędzać, a zarazem dostarczyć do budżetu państwa zawsze potrzebne środki finansowe. Sens społeczny tego podatku można tłumaczyć np. odebraniem części zysków bogatszym i przeznaczeniem ich dla biedniejszych. O likwidacji „podatku Belki” mówiła w końcówce rządów PiS prof. Zyta Gilowska, ale zastrzegała się, że Unia Europejska może nam go narzucić, bo ten instrument stosowany jest w większości krajów. – Podatek Belki nie jest wybitnie korzystny, jeśli chodzi o wpływy budżetowe – mówiła – jednak w pewnym sensie rynek kapitałowy się do niego przyzwyczaił. Ten podatek zniknie w ciągu kilku lat, o ile komisarz Kovacs nie zaproponuje wspólnych zasad opodatkowania dochodów kapitałowych dla całej UE – wyjaśniła wicepremier. Wydaje się jednak,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Żaden kraj nie ma 20 Zimermanów

Janusz Olejniczak, pianista i pedagog Muzykę Chopina można grać na całym świecie, ale naszym melomanom trudniej zamydlić oczy, gdy proponuje się coś sprzecznego z duchem jego twórczości – Po każdym Konkursie Chopinowskim zwykle załamywano ręce nad stanem młodej polskiej pianistyki, dopiero gdy w 2005 r. Polak Rafał Blechacz zdobył pierwszą nagrodę, narzekania się skończyły. Czyli teraz jest już dobrze? – Myślę, że sam Konkurs Chopinowski nie załatwia spraw polskiej pianistyki. Jej stan nie budzi zresztą niepokoju. Krystian Zimerman jest wciąż młodym i zarazem największym z pianistów współczesnych. Jest Rafał Blechacz, ale jest także Piotr Anderszewski, który nawet nie otarł się o konkurs. Jest jeszcze spora grupa artystów fortepianu, np. Wojciech Świtała, Andrzej Ratusiński, Ewa Kupiec, którzy zdobyli sobie pozycję na świecie. Jest Maciej Grzybowski, któremu współcześni polscy kompozytorzy wiele zawdzięczają, bo gra ich muzykę, jest Waldemar Malicki, który występował chyba z wszystkimi naszymi wybitnymi instrumentalistami i zyskał sporą popularność, jest Beata Bilińska, która prowadzi bogatą działalność artystyczną. Jak na jeden kraj to wcale nieźle wygląda. Nie można wymagać, byśmy mieli w Polsce 20 Zimermanów, żaden kraj tylu nie ma. Swoją drogą szkoda, że Zimerman,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Obserwacje

Ludzie bez barier

Do osiągnięcia czegoś w życiu nie trzeba koniecznie rąk, trzeba serca Najczęściej zachwycamy się młodym, zdrowym, pięknym i bogatym, który dodatkowo nieźle sobie radzi w tańcu towarzyskim. Rzadziej potrafi wzbudzić podziw ktoś, komu zdrowia zabrakło, a mimo to radzi sobie (nie tylko w tańcu) lepiej niż dziesięciu pięknych i bogatych razem wziętych. Człowiek pokonujący materialne i duchowe bariery ma jednak tę przewagę, że jest dla wszystkich słabszych i niepełnosprawnych przykładem i nadzieją, że sukces i szczęście są do osiągnięcia. Od pięciu lat Stowarzyszenie Przyjaciół Integracji i magazyn „Integracja” organizują konkurs „Człowiek bez barier”. Ma on wyłonić osoby, które mimo niepełnosprawności odnoszą niekłamane sukcesy np. w biznesie, sztuce, sporcie, wdziałalności społecznej, naukowej lub kulturalnej. – Ideą konkursu jest przedstawienie dowodu, że niepełnosprawność nie musi oznaczać bierności, wycofania z życia społecznego ani zawodowego – mówi Piotr Pawłowski, prezes Stowarzyszenia Przyjaciół Integracji. Gdy spojrzy się na biografie tegorocznych laureatów konkursu i zwycięzców z lat ubiegłych, widać wyraźnie, jak ważną sprawą jest dobry, budujący przykład. Co roku przybywa zgłoszeń kandydatów, a wymiar ich osiągnięć jest coraz bardziej przekonujący. – To nie telewizyjny show – powiedział Janusz Kochanowski, rzecznik praw obywatelskich, który jest merytorycznym patronem

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Notes dyplomatyczny

Pisaliśmy o Austrii, że w naszej ambasadzie w Wiedniu nie ma już nie tylko ambasadora, ale i numeru 2 i że absolutnie kompromituje to Polskę w oczach gospodarzy. Pisaliśmy i wywołaliśmy wilka z lasu. Bo oto minister Fotyga w serii swoich ostatnich decyzji postanowiła ten wakat zapełnić. I zgłosiła kandydata na ambasadora. Oczywiście – z rządu. Już poszło zapytanie do Austriaków, co sądzą o kandydaturze Wiesława Tarki na przyszłego ambasadora. Tarka to wiceminister spraw wewnętrznych, zastępca ministra Stasiaka, germanista z wykształcenia. Pracował wcześniej krótko w MSZ, w Departamencie Unii Europejskiej był odpowiedzialny za sprawy polityki regionalnej. Oto kwalifikacje, które wystarczają, by kierować placówką, którą kilkanaście lat temu kierował Władysław Bartoszewski. Inny strzał to Wojciech Ostrowski, dyrektor Sekretariatu Ministra. Ten z kolei człowiek ma pojechać, w nagrodę za wierną służbę, na stanowisko ambasadora RP w Szwajcarii. To zresztą nie koniec, bo po MSZ krąży też duch Jakuba Skiby, dyrektora generalnego w Kancelarii Premiera. Tego samego, który przygotowywał ustawę o służbie zagranicznej. Nie weszła ona w życie, bo nie przygotowano jej na czas, bo mieliśmy wybory. Ale gdyby weszła, to już w tym roku MSZ byłoby pozamiatane, nikt by się tu nie ostał, kto pracował przed rokiem 1989 albo podejrzany był o to, że jest członkiem „korpusu Geremka”. Skiba też chciałby być ambasadorem, najlepiej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Reportaż

Przyspieszenie w Bałtowie

Nie czekając na cud gospodarczy, sami zlikwidowali bezrobocie Do liczącego 600 mieszkańców Bałtowa, położonego na granicy województw świętokrzyskiego i mazowieckiego, można dojechać z Ostrowca Świętokrzyskiego, kierując się na Solec nad Wisłą drogą 754 lub też z szosy nr 79 Warszawa-Sandomierz skręcić w Czekarzewicach. Droga z obydwu kierunków jest w równie kiepskim stanie, dlatego w czerwcu, gdy miała tu wystąpić Doda Elektroda, skarżąca się na przepuklinę krążka międzykręgowego, wysłano po nią helikopter. Gdy Doda z nieba popatrzyła na Bałtów, zamarła z wrażenia. Leciała do nieznanej jej miejscowości, gdzieś na końcu świata, za górami, za lasami, a na dole czekało na nią 7 tys. ludzi, profesjonalna estrada i kilkadziesiąt olbrzymich dinozaurów, największych gadów żyjących na Ziemi. Z helikoptera Dorota Rabczewska zeszła na przygotowany dla niej różowy dywan i największemu w tutejszym Parku Jurajskim dinozaurowi, należącemu do rodziny diplodoków, nadała imię Doduś. Gdy podeszła pod tego wysokiego na kilka metrów potwora i pogłaskała go po brzuchu w rejonie tylnych kończyn, podobno drgnął z wrażenia i są na to świadkowie. Nowa bałtowska legenda głosi więc, że Dodzie udało się ożywić dinozaura, o czym tylko marzy paleontolog Jack Horner, najsłynniejszy badacz tych gadów, konsultant filmu „Jurassic Park”. Przy Dodusiu umieszczono tabliczkę z informacją o matce chrzestnej, ale została

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Nauka zamknięta w klasach

Czy krytyczne i zdystansowane wobec Prawa i Sprawiedliwości „wykształciuchy” i „łże-elity” przekształcą się pod rządami Platformy Obywatelskiej w „sieroty po komunie”? Wszystko zależy od tego, jak gorliwie PO będzie chciała tworzyć swoje koncepcje rynkowo-kapitalistycznego cudu i jak zareaguje na to wielkomiejska inteligencja. Pierwszym sprawdzianem mogą być losy pomysłu dalszej komercjalizacji studiów wyższych. Pod koniec października z ust prof. Tadeusza Lutego, szefa Rektorów Akademickich Szkół Polskich, padło hasło wprowadzenia opłat za studia. I choć prof. Luty zastrzegał się, że jest to tylko rozpoczęcie debaty na ten temat, to jednak wypowiedź rektora Politechniki Wrocławskiej powinna niepokoić. Trudno jednoznacznie zinterpretować tę sytuację – czy zwolennicy komercjalizacji edukacji na poziomie wyższym złapali wiatr w żagle po zwycięstwie wyborczym PO, czy też są to ukłony części akademickiego establishmentu w stronę nowej władzy i próba dostosowania się do jej oczekiwań? Dziś tego nie wiemy. Warto jednak zastanowić się nad społecznymi skutkami takiego projektu. W społeczeństwach rynkowo-kapitalistycznych – jak pisał Pierre Bourdieu, francuski socjolog – kapitał finansowy zazwyczaj idzie w parze z innymi rodzajami kapitału: społecznym i kulturowym. I również odwrotnie: posiadanie kapitału kulturowego zazwyczaj gwarantuje dostęp do kapitału finansowego. Zazwyczaj wszystkie trzy rodzaje kapitałów są przekazywane następnemu pokoleniu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Muzyka żyletką cięta

Nieznane nagranie Czesława Niemena Rok 1974. W nowojorskim Bronksie rodzi się hip-hop, Amerykanie oglądają pierwsze odcinki „Kojaka”, na ekranach kin znaczące filmy: „Szczęki” Spielberga, „Chinatown” Polańskiego, „Widmo wolności” Buźuela i „Emmanuelle” Jaeckina. Ze Związku Radzieckiego wyrzucają Sołżenicyna, szwedzka Abba zdobywa światowe listy przebojów, umiera Duke Ellington. W Polsce ukazują się płyty Anny Jantar („Tyle słońca w całym mieście”), Breakoutu („Kamienie”) i Marka Grechuty („Magia obłoków”). Przestają istnieć Filipinki, znane m.in. z przeboju „Batumi”. Ukazują się „Emigranci” Mrożka, „Pan Cogito” Herberta oraz demaskująca nieludzkie praktyki koncernu Axela Springera książka Heinricha Bölla „Utracona cześć Katarzyny Blum”. Po raz pierwszy wychodzi amerykański magazyn „People”. Ale nie tylko. W tym samym roku, 9 maja, na pierwszym piętrze warszawskiego klubu studenckiego Riviera zbiera się spory tłumek, by wysłuchać niezwykłego koncertu Czesława Niemena i młodych muzyków: Jana Błędowskiego (wybitnego skrzypka i lidera grupy Krzak), Piotra Dziemskiego (zmarłego w 1975 r. perkusisty, także grającego w Krzaku), Jacka Gazdy (gitara basowa) i Sławomira Piwowara (gitara). Wszyscy oni – dodatkowo z Andrzejem Nowakiem na fortepianie – tworzyli grupę Niemen Aerolit. Dopiero 33

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.